Lepiej, głębiej, wolniej...

Downtempo jest jednym z tych intrygujących gatunków muzycznych, którego tak na prawdę... nie ma! Owszem, w sklepach płytowych często można spotkać dział z taką etykietką, ale służy ona jako wybieg zdezorientowanych dziennikarzy i sprzedawców: sposób na zaszufladkowanie muzyki nie poddającej się kategoryzacjom.


Nawet potężny serwis muzyczny All Music Guide, który zwykle podaje dość rozbudowane definicje gatunków, w przypadku downtempo ogranicza się do zdawkowego, a przy tym trochę mylnego sformułowania lokującego styl gdzieś pomiędzy ambientem, a trip-hopem. Do tego, jako kluczowych wykonawców podając Two Lone Swordsmen i Suns of Arqa, nijak nie przystających do siebie i samego stylu-nie-stylu. Takich przykładów można by przytoczyć więcej, a historia downtempo to raczej opis zmagań mediów z coraz śmielej penetrującymi rozległe muzyczne horyzonty artystami, niż jakiejś konkretnej sceny i formuły.

Na zwolnionych obrotach

Zanim jednak pojawił się ten kontrowersyjny termin, na przełomie lat 80. i 90. funkcjonowało pojęcie downbeat, mające swoje korzenie w londyńskiej i brystolskiej scenie tanecznej. Kolektyw Soul II Soul nadał początek całemu "ruchowi", łącząc wpływy hip-hopu, rare groove, soulu i house'u w stylową oraz istotnie - niezbyt szybką całość, zyskując uznanie tej części klubowiczów, która z oporem przyjmowała imperatyw prędkości panujący w klubach i później - na rave'ach. Walka z szybkim tempem przybierała wtedy także inne, kuriozalne formy, jak zorganizowany przez Paula Oakenfolda, współwinnego wcześniejszego przyspieszenia, tzw. "Movement 98". Nazwa ta nie pochodziła od roku, ale wartości 98 bpm (uderzeń na minutę), która według słynnego DJ-a powinna stanowić górną granicę tempa w muzyce tanecznej.

Koniec tripu

Oakey szybko zmienił zdanie, jednak wśród twórców mniej lub bardziej związanych z brytyjską sceną taneczną nie brakowało osób preferujących leniwe rytmy i cokolwiek "przydymione" brzmienia. Wywodzący się z Soul II Soul Howie B i Nellee Hooper, późniejszy członek Massive Attack, byli jednymi z kluczowych postaci odpowiedzialnych za powstanie nowego oblicza downbeatu, które pojawiło się w okolicach 1992 roku. W mniejszym stopniu przypominało ono tradycyjne piosenki, bardziej korzystało z dubu, breakbeatu o hip-hopowym rodowodzie i atmosfery filmowych soundtracków. Dziennikarze poradzili sobie całkiem szybko z tą nowością na muzycznym rynku i tak pojawił się trip-hop, ku ogólnemu niezadowoleniu samych artystów. Przykładowo wytwórnia Moonshine wydała serię albumów zbierających najlepsze trip-hopowe produkcje, zatytułowaną... "This Ain't Trip Hop". Kiedy zaś kierunek pokazał swój komercyjny potencjał, pojawiła się potrzeba oddzielenia nowoczesnych, "tripowych" piosenek od pierwotnego, głębszego trip-hopu, zastąpiono tą nazwę terminem downtempo (dla większego zamieszania: niektórzy piszą - Down Tempo). W ten sposób twórcy związani np. z firmami Mo'Wax czy Ninja Tune, nie zmieniając swojej muzyki wylądowali w kolejnej szufladce. I na tym można by zakończyć temat downtempo, przyjmując iż jest to nowa nazwa nadana trip-hopowi, o którym pisałem już w tym miejscu wcześniej, gdyby nie to, iż jest to prawda połowiczna.

Fuzja jazzowego ambientu z breakbeatową bossanovą

Po pierwsze dlatego, że pojęcie downtempo szczęśliwie zadawalało wszystkich i zaczęto je stosować w szerszym zakresie, także w stosunku do odległych od trip-hopu dźwięków. Dotyczy to choćby ambient-techno, nie będącego ani ambientem ani techno, czy bardziej pokrętnych i wynaturzonych dźwięków, zwanych Inteligentną Muzyką Taneczną (IDM, np. z wytwórni WARP i Rephlex). W tym drugim przypadku muzyka często wcale nie miała tanecznego charakteru, a z drugiej strony inni protestowali, wskazując że termin Intelligent Dance Music sugeruje kategoryzowanie house'u czy techno jako Głupiej Muzyki Tanecznej... I tak downtempo stało się wygodną etykietką na wszystko, co trudne do klasyfikacji - i niezbyt szybkie.
Po drugie - komplikując jeszcze obraz downtempo, dlatego że w ostatnich latach muzyka pochodna wobec "tradycyjnego" trip-hopu znacznie ewoluowała. Głównie pod wpływem jazzu i w mniejszym stopniu różnych innych gatunków, począwszy od drum'n'bassu, a skończywszy na muzyce latynoskiej.

Dla nowego oblicza "nurtu" istotny jest też koniec dominacji czy nawet monopolu Brytyjczyków, istotną rolę odgrywają w nim Niemcy (wytwórnia Compost: A Forest Mighty Black, Jazzanova, Rainer Trüby), a także nacja, która nie zaistniała na szerszą skalę w muzycznej branży od czasu Klasyków Wiedeńskich, czyli Austriacy (Kruder & Dorfmeister, Sofa Surfers, Waldeck). Inne przykłady to Japonia (United Future Organisation, DJ Krush) czy USA (Thievery Corporation, Nobody), wystarczy jednak stwierdzić, że downtempo nie ma wyraźnych granic zarówno pod względem stylistycznym, jak i geograficznym. Właściwie nawet sama sugestia powolności zawarta w nazwie tej otwartej konwencji nie zawsze się sprawdza, bo nie brak tu kompozycji całkiem żwawych. A ponuractwo i intelektualne zacięcie wczesnego trip-hopu sąsiaduje z plażowo-kawiarnianymi klimatami. Dlatego trudno dziwić się, spotykając podobne "tłumaczenia": Co gra X? Downtempo. A co to jest downtempo? Nie wiadomo...

Marcin Bogacz


Warto sprawdzić:

United Future Organisation - "No Sound Is Too Taboo"
obO - "Diamon Loser"
Palm Skin Productions - "Remilixir"
Thievery Corporation - "Sounds From Thievery Hi-Fi"
Sofa Surfers - "Cargo"
Howie B - "Turn The Dark Off"
Kruder & Dorfmeister - "Conversions: A K&D Selection"
Różni wykonawcy - "The New Latinaires" (Ubiquity)
Różni wykonawcy - "Break n' bossa" (Edizioni Ishtar)
Różni wykonawcy - "Future Sounds of Jazz Vol.2" (Compost)
Różni wykonawcy - "The Eclectic Sounds of Vienna" (Spray)

Copyright Clubber / bogacz.pl