Surfing na techno-fali

Pod koniec lat 80. odpowiedź na pytanie, czym jest techno była stosunkowo prosta. Minęła jednak już ponad dekada od momentu, gdy gatunek ten zaistniał na szerszą skalę i sporo się w międzyczasie zmieniło. Techno z dziwnej mutacji house'u, funku i synth-popu stało się prawdziwym fenomenem kulturowym, muzyką całego pokolenia.

Po tym jak Motown Records trwale zaznaczyło obecność Detroit na muzycznej mapie USA, nikt zapewne nie spodziewał się, że miasto to stanie się jeszcze raz sławne dzięki muzyce. A jednak... Bezpośredni sprawcy zjawiska - nazwanego przez nich samych mianem "techno" - przyznawali potem, że atmosfera podupadłej metropolii powodowała chęć ucieczki od rzeczywistości. W przypadku Juana Atkinsa i jego przyjaciół, Derricka May'a i Kevina Saundersona była to ucieczka w świat dźwięków. Najpierw zajęli się graniem płyt w klubach, następnie samodzielnym tworzeniem muzyki. Pierwszy z wymienionej trójki już w 1981 roku jako połowa duetu Cybotron produkował electro, efekt fascynacji twórców raczkującego wtedy hip-hopu "robocim" brzmieniem Kraftwerku. W połowie dekady Atkins i koledzy poznali chicagowski house i na jego bazie zaczęli nagrywać to, co później świat poznał jako techno. Początkowo kompozycje wyprodukowane przez nich oraz rosnącą gromadkę znajomych zainteresowanych podobnym graniem - m.in. Stacey'a Pullena, Eddie'go Fowlkesa, Blake'a Baxtera czy Carla Craiga były traktowane właśnie jako odmiana house'u, ubrana w futurystyczną otoczkę rodem z powieści s-f i płyt electro. Ale pomimo oczywistych podobieństw muzyka z Detroit była odmienna już w samej swojej koncepcji. Jak ujął to Derrick May: "Sercem house'u jest disco lat 70. My zaś nie mamy szacunku dla przeszłości, (techno) to muzyka przyszłości. Mamy zdecydowanie bardziej eksperymentalne podejście". Korzystając z tych samych elektronicznych instrumentów i automatów oraz tworząc muzykę jak najbardziej taneczną, techno-pionierzy odmiennie niż w przypadku house'u koncentrowali się na poszukiwaniu nowych rozwiązań, rozszerzaniu muzycznych granic. I nawet jeśli dzisiaj pierwsze nagrania techno, takie jak "No UFO's" Atkinsa (jako Model 500) czy "Strings of Life" May'a (jako Rhythim is Rhythim) wydają się już mocno archaiczne, to w 1988 roku, gdy pojawiły się w Europie za sprawą kompilacji "Techno! The New Dance Sound Of Detroit", brzmiały naprawdę nieziemsko.

Tyle, że po kilku latach satysfakcję pionierów gatunku, traktowanych jak gwiazdy na Starym Kontynencie (podczas gdy do dzisiaj w USA techno pozostaje niezbyt popularnym stylem) zastąpiło zdziwienie, a wreszcie rozgoryczenie, gdy ich "wynalazek" przekształcił się we własną karykaturę. Komercyjna, masowo powielana elektroniczna muzyka do tańca, pozbawiona nowatorstwa, futuryzmu i... czarnych korzeni spowodowała, że May, czy przede wszystkim należący do drugiej generacji twórców z Detroit Mike Banks i Drexcyia zarzucali białym kulturowy gwałt, czyniąc z techno narzędzie walki, oręż afro-amerykańskich rebeliantów. I rzeczywiście - osobom, którym techno kojarzy się np. z Westbamem, trzeba przypomnieć, że jego ostatnie produkcje brzmią jak nagrania Cybotronu sprzed prawie 20 lat - "techno" w takim wydaniu to "cała wstecz" zamiast futuryzmu i twórczych poszukiwań. Ale z drugiej strony to właśnie głównie w Europie gatunek przeszedł najbardziej twórczą ewolucję. Innymi słowy, techno przyjęło się po tej stronie Atlantyku na dobre i na złe...

Od początku lat 90. techno rozwijało się wielokierunkowo. W Detroit nie zabrakło kontynuatorów pierwotnej odmiany stylu, a wielu młodszych artystów z powodzeniem zmieniało jego oblicze. Chodzi głównie o jazzowe inspiracje Carla Craiga i futurystyczny minimal Jeffa Millsa. Inni, jak Drexciya, Octave One czy Mike Banks rozwijali wątek electro. Z kolei electro, techno i Miami bass dały popularną w ostanich latach w Detroit mutację zwaną techno bassem.
W Europie, na bazie belgijskiego EBM i techno wykreowano szybki i agresywny, elektroniczny hardcore, w skrajnej formie gabbera nie mający właściwie już nic wspólnego z techno. Anglicy, którym bardziej zależało na eksperymentach niż tanecznym charakterze muzyki, stworzyli bardzo różnorodny nurt, który dla kontrastu z prymitywnym hardcore określano mianem "inteligentnego techno" (m.in. the Black Dog, Autechre, Aphex Twin). Pojawiło się też acid techno (Hardfloor), trance (Sven Vath), ambient techno (Pete Namlook) oraz inne mutacje stylistyczne, często bardzo odległe od pierwowzoru. Powszechne stało się wrzucanie do jednego worka - jako techno - wszelkiej nowoczesnej muzyki elektronicznej, nie mającej swoich korzeni w disco...

Gdyby jednak starać się o ścisłe przestrzeganie definicji nurtu, to "prawdziwe techno" nadal pozostaje stylem undergroundowym, docierającym do wąskiego grona odbiorców. Szerszą popularność i zainteresowanie mediów zdobywają tylko wykonawcy korzystajacy - choćby w niewielkim stopniu - z tradycyjnych, typowych dla rocka schematów i brzmień: Underworld, Leftfield czy Prodigy.

Niemcy, w których techno stało się komercyjnym "środkiem masowego rażenia", są też ważnym ośrodkiem twórczej odmiany gatunku. "Mekką" technicznego grania przez całe lata był berliński Tresor, klub i wytwórnia przyciągające największych twórców tego stylu z całego świata. Wytwórnie Basic Channel/Chain Reaction z głębokim, opartym na dubie techno czy ostatnio Kancleramt Heiko Lauxa potwierdziły status Berlina jako drugiej po Detroit "stolicy" techno. Ale trudno nie wspomnieć o równie znaczących twórcach z Frankfurtu i Monachium, czy tych pochodzących spoza Niemiec, np. z Finlandii i Japonii. W ostatnich latach ważną hybrydą coraz bardziej abstrakcyjnego techno stała się brytyjska "nowa szkoła" reprezentowana przez m.in. Cristiana Vogla i Tobiasa Schmidta.

Nawet w swoich najbardziej nowatorskich formach - minimalu, dubowych eksperymentach, pokrewnych im poszukiwaniach Richie Hawtina, czy wspomnianym "nu skool", techno zachowywało rytm. Dzięki niemu, niezależnie od tego, jak bardzo abstrakcyjne dźwięki towarzyszyły automatom perkusyjnym, nadal była to muzyka taneczna. Nie zabrakło jednak twórców, których poszukiwania były na tyle radykalne, iż więcej łączyło je z współczesną elektroniczną awangardą, niż klubowym graniem (Oval, Mouse On Mars). Tak pojawił się termin post-techno, obejmujący najbardziej skrajne interpretacje techno, jako futurystycznej muzyki tworzonej przy użyciu elektronicznych narzędzi.

Dzisiaj można już twierdzić, iż techno stało się współczesnym odpowiednikiem rock'n'rolla, różnorodnym i wszechobecnym zjawiskiem kulturowym. Jego obrazowa definicja, którą przed laty stworzył Derrick May: "Ta muzyka jest jak Detroit, kompletna pomyłka: George Clinton i Kraftwerk zablokowani razem w windzie, mający sekwencer w roli jedynego 'towarzystwa'" należy już do historii...

Marcin Bogacz

Copyright Clubber / bogacz.pl