Na frontową nutę

Jak większość małych chłopców, uwielbiałem bawić się w wojsko. Najpierw byli czterej pancerni i pies, trochę później przyszła pora na trzech twardzieli i "misiaczka". A Rudego 102 zastąpił Front 242...

Tym razem, podróżując tropem pionierów współczesnego elektronicznego grania, trafiamy do Belgii. Powodów po temu jest sporo. Na wstępie zacytuję jedynie odpowiedź, jakiej znajomy Flamand udzielił mi na pytanie, co reszta świata zawdzięcza jego ojczyźnie: "doskonałe piwo i... Front 242".

Front 242 jest zespołem, który nie pojawił się znikąd. Muzyka, image i przekaz grupy był połączeniem elementów podpatrzonych u innych. Mimo to Belgowie potrafili stworzyć spójną i przekonującą całość, będącą następnie inspiracją dla wielu wykonawców ze sceny techno i industrial. Uznaje się ich za twórców Electronic Body Music i New Beat, które to style zajmują poczesne miejsce w kształtowaniu dzisiejszej sceny techno i okolic.

Jak to zwykle bywa, na oblicze grupy istotny wpływ miało otoczenie, w jakim dojrzewali przyszli "Frontmani". Belgia jest krajem specyficznym. Jej mieszkańcy to sympatyczni i bardzo zdyscyplinowani ludzie. Pod tym względem (porządek i dokładność) przypominają bardzo Szwajcarów, jednak dużo szybciej "łapią" nowinki docierające do nich głównie z Wielkiej Brytanii i Niemiec. To zrozumiałe, jako że kraj ten znajduje się w sercu Europy Zachodniej. Belgowie pomimo swojej otwartości mają silne tendencje nacjonalistyczne (w pozytywnym znaczeniu tego słowa). Lubują się też w militariach. Belgijska armia, choć niewielka, ilością i różnorodnością formacji, a także mundurów dorównuje mocarstwom. I jeszcze mała ciekawostka: w Belgii do dzisiaj żywa jest pamięć o generale Maczku i jego chłopcach w czarnych skórzanych kurtkach, którzy w 1944 r. pokazali Niemcom prawdziwy blitzkrieg, wyzwalając m. in. Gandawę i Antwerpię.

Zostawmy w tym miejscu I Dywizję Pancerną i wróćmy do bardziej współczesnego Frontu.

Belgijscy chłopcy w czarnych skórach, o skłonnościach do militariów i mocnej, elektronicznej muzyki z Niemiec i Wielkiej Brytanii, rozpoczęli wspólną działalność we wczesnych latach osiemdziesiątych. Na samym początku był projekt o nazwie Prothese, założony w 1981 roku przez Daniela Bressanutti i Dirka Bergena. Duet dość szybko zmienił nazwę na Front 242. Było to celne posunięcie - nazwa nieźle brzmi, jest łatwa do zapamiętania i trochę tajemnicza. Gdy zespół stał się już obiektem szerszego zainteresowania, próbowano doszukiwać się genezy jego nazwy m. in. w rezolucji ONZ nr 242, dotyczącej stosunków izraelsko-palestyńskich. Grupa twierdziła jednak, że Front 242 nie oznacza nic konkretnego, to symbol, "szyld", tak jak np. Fuji czy Coca-Cola.

D. Bergen nie zagrzał na długo miejsca w zespole. Szybko zastąpili go Jean Luc de Meyer i Patrick Codenys, do tej pory grający w Under Viewer. Tak ustalony skład przystąpił do poszukiwania własnego spojrzenia na muzykę i rzeczywistość. Inspiracją dla członków grupy były nagrania Kraftwerku, Can, Cabaretu Voltaire, Throbbing Gristle, czy nawet Briana Eno. W Krautrocku pociągało ich przede wszystkim odrzucenie wzorców anglo-amerykańskich i intensywne wykorzystywanie elektroniki. "Reszta świata" interesowała ich głównie ze względu na industrialne poszukiwania brzmieniowe i skłonność do prowokacji. Do tego doszła jeszcze, charakterystyczna dla całej trójki, alergia na gitary (z jedynym wyjątkiem dla Joy Division).

Lista muzycznych inspiracji Frontu 242 nie byłaby kompletna, gdyby pominąć niemiecki DAF. Duet ten wpłynął chyba najsilniej na muzyków z Aarschot. Choć otwarcie przyznaje się do tego - i to dopiero od niedawna - tylko Patrick Codenys, Front 242 "pożyczył" od DAF-u niemal wszystko: od prostej, motorycznej muzyki (disco zmącone punkiem), poprzez tematykę nagrań, aż po sceniczny image (z tym, że Front był bardziej męski...). Nie chodzi tu bynajmniej o zwykłą "zrzynkę". Pozyskane składniki zostały przetworzone, wchłonięte i następnie wyeksponowane jako coś ewidentnie nowego. Nie ma więc podstaw, aby z tego powodu umniejszać nowatorstwo Frontu. Zwłaszcza, że w czasie gdy 242 stawiali swoje pierwsze muzyczne kroki, duet Delgado/Görl akurat kończył swój najlepszy okres i powoli stawał się własną karykaturą.

Dlaczego nie czujesz rytmu? Powiedz - jak śmiesz?!
("Take One" 1982)

Młodzi Belgowie, zainspirowani możliwościami, jakie dawała elektronika, postanowili sami tworzyć dźwięki. Głównie pociągała ich świadomość, że można grać nie będąc muzykiem w klasycznym rozumieniu tego słowa. Swoją amuzyczność podkreślali później na każdym kroku. Swoim idolom mieli do zarzucenia tylko jedno - statyczność. Jak wspomina Patrick: "Zespoły elektroniczne na początku lat 80. nie prezentowały się najlepiej. Kilku kolesi stojących nieruchomo za tonami sprzętu i kabli. Nas pociągał ruch, chcieliśmy tworzyć dźwięki zarówno dla umysłu, jak i dla ciała". Słychać to wyraźnie już na pierwszym ich singlu "Principles"/"Body to Body". Uboga formalnie, choć całkiem udana presja motorycznych dźwięków była dobrym zwiastunem przyszłych produkcji grupy. Singiel zawierał też przyciągającą wzrok okładkę - talent plastyczny panów z 242 nie ustępował wcale muzycznemu. Jednak płytka przeszła bez echa. Podobnie jak i debiutancki album grupy z 1982 roku zatytułowany "Geography". Jeśli już ktokolwiek decydował się na recenzję płyty, to kończyło się na zdawkowym: "nuda", "prymityw", "industrial dla ubogich". Faktycznie, materiał na niej zawarty jest dość jednostajny, dominują tu utwory o oszczędnych aranżacjach i płaskim brzmieniu.

"Geography", wydana przez wytwórnię - nomen omen - New Dance, nie była więc propozycją tak udaną jak poprzedzający ją singiel. Wyróżniają się tu jedynie trzy bardziej rozbudowane nagrania: "Operating Tracks", "U-Men" i "Kampfbereit".

Braki debiutanckiego albumu wynikają głównie ze skromnego budżetu muzyków. Front 242, nie mając hojnego sponsora ani dobrego kontraktu, dysponował skromnymi środkami. Pierwszy album nagrany został w ciągu tygodnia na czterośladowym magnetofonie. Patrick, aby kupić swój pierwszy instrument - Korg MS20, dorabiał nocami przez dwa miesiące. Kolejny zakup - Emulator II, zawdzięczał przypadkowi. Jego ojciec wygraną na loterii postanowił przeznaczyć na kupno pierwszego samochodu dla syna. Patrick doszedł jednak do wniosku, że wóz, choć przydatny, mają wszyscy, a Emulatora w Belgii posiada tylko kilku gości...

Panowie niezbyt przejęli się chłodnym przyjęciem. Intensywnie koncertowali, aby poszerzyć grono swoich słuchaczy i zaprezentować reakcję na wspomniany już "stoicyzm" ówczesnych elektroników. W tym celu zespół postarał się o czwartego członka, którym na krótko został Geoff Bellingham, wkrótce zastąpiony przez dotychczasowego roadie zespołu - Richarda Jonckheere (wcześniej udzielał się w grupie Tranik Ind.), od tego momentu znanego jako Richard 23, bądź też Richard JK. Dokooptowanie czwartego "Frontmana" nie miało wiele wspólnego z muzyką, chodziło bowiem raczej o sceniczny image grupy. Twarda, zmilitaryzowana muza i brutalny, "męski" przekaz, wymagały w mniemaniu zespołu odpowiedniej oprawy. Na scenie prezentowali się silni chłopcy ubrani w skóry i panterki, którym w rytmicznym podskakiwaniu nie mogły przeszkadzać instrumenty. Nastąpił więc podział ról. Daniel, starszy od swoich kolegów, nie bardzo pasował do takiego image'u, ze swoim wyglądem "misiowatego" grubaska (zamiast chodzić na siłownię, wolał "gimnastykę" z syntezatorami). Tak to powstała legenda "pozostającego w ukryciu" i nie pokazującego się publicznie członka Frontu. Patrick prezentował się na tyle "przyzwoicie", że mógł pojawić się na scenie, gdzie obsługiwał klawisze. Jean Luc, jako autor większości tekstów i właściciel niezłego głosu (a przy okazji twardych rysów twarzy i rozsądnej muskulatury), został wokalistą. Natomiast rolę Richarda najprościej można opisać jako... MC. Bowiem oprócz okazjonalnego bębnienia, śpiewania "chórków" i improwizowanych wokali/skandowania na tle główniej linii Jean Luca, R23 "robił" w tym secie za frontmana (tym razem z małej litery i bez cudzysłowu). Zaiste, było to rozwiązanie nowatorskie i niespotykane w tamtych czasach i takiej muzyce. Panowie zdawali się jednak wiedzieć, co robią. Jednak do sukcesów było jeszcze daleko.

I znowu bezowocnie...
("Deceit" 1985)

Następny album grupy - "No Comment", wydany trzy lata później, nie stanowił jeszcze wielkiego kroku naprzód. Dotyczy to również wydanej w tym okresie EP-ki "Politics of Pressure". Muzyka stała się trochę mocniejsza, bardziej "fizyczna". Nadal jednak była to uproszczona i brutalniejsza odmiana synth-popu. W warstwie tekstowej pojawia się nowy i istotny temat: polityka. Taki charakter ma choćby prowokacyjny "Funkhaddafi". Klimat utworów Frontu z tego okresu nieźle ilustruje "Commando":

Chcę przetrwać...
To ostrzeżenie
Prawa nie istnieją
Moralność może poczekać
Musisz przetrwać w tej dżungli
Wbij to sobie do łba
To ostrzeżenie
Obserwują Cię wrogowie
Otwórz okno i wyskocz na dach
Niebezpieczeństwo może nadejść zewsząd
Pocę się i drżę
Boję się czy jestem chory?
Napięcie rośnie (...)

Na "No comment" znalazł się też "Deceit", który choć muzycznie nie odbiega od pozostałych produkcji, tekstowo jest zupełnie z innej beczki: "weź mnie w ramiona, nie każ mi czekać, pozwól poczuć mi twoje wargi..." i takie tam dyrdymały. Cóż, wojownicy też kiedyś muszą odpocząć.

Tak oto produkował się Front 242 A.D. 1985. Grupa doskonaliła warsztat i koncertowała, m. in. u boku Depeche Mode. Sceniczny image Frontu nadal jeszcze ulegał krystalizacji, zanim bowiem panowie dorobili się gustownych paramilitarnych wdzianek i prawdziwych kamizelek kuloodpornych, posiłkowali się elementami kombinezonu hokeisty. Do tego Richard ilustrował niechęć do gitar zastąpieniem tego instrumentu na scenie solidną... strzelbą. Już wtedy grupa stosowała najbardziej znany atrybut swoich scenicznych "mundurków", czyli okulary przeciwsłoneczne szczelnie zakrywające oczy - "spawarki". Kilka lat później, gdy F242 stał się znany i łatwo rozpoznawalny, ktoś celnie zażartował z wyglądu muzyków: "Inni popularni artyści chcąc w codziennym życiu pozostać incognito, muszą przebierać się w stare, powyciągane ciuchy i zakładać ogromne okulary przeciwsłoneczne, podczas gdy ludzie z F242 wystarczy, że ubiorą się w normalne, "cywilne" stroje i zdejmą "okulary do spawania", mogą - nie rozpoznani przez nikogo - iść na zakupy".

Począwszy od "No Comment", zespół związał się z Red Rhino - pododdziałem prężnej belgijskiej oficyny Play It Again Sam. Jej szef - Kenny Gates - jako główne kryterium doboru artystów uznał unikanie wszelkich rockowych stereotypów. F242 pasował więc tu doskonale.

Hej! Lepiej zejdź mi z drogi...
Ostrzegam, zmierzam na sam szczyt...
Żadna przeszkoda mnie nie powstrzyma
W mojej drodze na szczyt
("Television Station" 1987)

Trzeci duży krążek grupy, zatytułowany "Official Version" jest już bardziej różnorodny i stanowi wyraźny przełom w stosunku do swoich poprzedników. Obrazy i dźwięki docierające z massmediów, zostały tu przeniesione w sferę muzyki i tekstów. Motywy, które najbardziej intrygowały Belgów, to oczywiście agresja i przemoc. Stąd też dominacja militariów, terroryzmu, wojen, ale także religii. Panowie nie prezentowali jakichś konkretnych opinii, chodziło im bardziej o sprowokowanie pewnych wrażeń, odczuć - taki brutalny impresjonizm (widać to choćby w nazwie poprzedniego albumu). Pojawia się tu trochę sampli, warstwa dźwiękowa staje się bardziej rozbudowana. Rytm ulega wzmocnieniu, staje się bardziej zdecydowany ("Masterhit", "W.Y.H.I.W.Y.G.", "Red Team"). Jest też miejsce na eksperyment ("Angst"). Całość ma już charakter zdecydowanie taneczny, momentami z popowym zacięciem ("Quite Unusual"). Dzięki "Official Version" Front stawał się powoli znany także poza granicami swojej ojczyzny, performance i muzyka grupy zaczęły nabierać kultowego charakteru i cieszyć się estymą undergroundowej widowni. W związku z rosnącą popularnością grupa wydaje album "Backcatalogue", stanowiący przegląd jej starszych nagrań. Pierwsze dwa albumy i towarzyszące im EP-ki, wcześniej niezauważone, teraz zaczęły się nieźle sprzedawać. Przykładowo, pierwszy nakład "Geography" wyniósł 2 tysiące egzemplarzy, z których i tak część pozostała nie sprzedana. Natomiast późniejsze wznowienia tego albumu osiągnęły łączny nakład 300 tysięcy kopii.

Mottem Frontu stały się rozwój i badania. Chodziło o odkrywanie możliwości oferowanych przez instrumenty elektroniczne. Nie będąc muzykami, Daniel i Patrick byli fascynatami syntezatorów, samplerów i podobnych narzędzi. Wgryzanie się w tajniki technologii stanowiło ich główne hobby. Początkowo musieli radzić sobie z ograniczeniami własnego skromnego instrumentarium. W miarę rosnącej popularności kupowali nowe "zabawki". Jednak początkowy obskurantyzm pozostawił im pewną pozytywną cechę: maksymalny efekt przy zachowaniu minimalnych środków. Pomimo udoskonalania brzmienia i komplikowania początkowo bardzo ubogich aranżacji, panowie starali się unikać przesytu w obydwu tych zakresach. Dzięki temu powstało charakterystyczne, firmowe brzmienie grupy. Pomimo istotnych zmian jakie następowały w kolejnych latach w muzyce F242, zespół pozostawał zawsze łatwo rozpoznawalny i odróżnialny od innych.

Wdech, wydech, wdech, wydech,
Pozostać w rytmie, pozostać w rytmie...
("Im Rhythmus bleiben" 1988)

W niecały rok od ukazania się "Official Version", pojawił się nowy album - "Front by Front". Jeszcze lepszy od poprzedniego, jest zarazem jego kontynuacją. Wypracowana formuła osiąga tu swój szczyt. Krytycy pisali: "Kraftwerk umarł i poszedł do piekła". Militarny fetyszyzm, cyniczne, mocne teksty, nastrój zagrożenia, "pancerny" beat i soczyste linie syntezatorów - jednym słowem - bomba! Wręcz marszowy, śpiewany po niemiecku "In Rhytmus Bleiben" to "soniczny faszyzm". Bardzo "wojskowy" charakter ma też "Circling Overland".

Front ponownie pokazuje, że taneczny aspekt ich muzyki jest bardzo istotny. Poszczególne numery mają podaną prędkość (bpm), co oczywiście docenili DJ-e, oraz naśladowcy grupy. "First In/First Out" to dosłowne uzależnienie od rytmu i myślę, że dotyczy rodzącej się wtedy kultury klubowej. W warstwie tekstowej zespół pozostaje w roli obserwatorów, jednak już nie do końca biernych. Interpretacja pewnych zjawisk, choć nie podana wprost, jest wyraźna. A do tego przeważnie sarkastyczna i prowokatorska ("Until Death <Us Do Part>", "Welcome to Paradise", "Headhunter V 3.0"). W "Welcome to Paradise" F242 wykorzystał fragmenty "kazań" amerykańskiego tele-ewangelisty Jimmy'ego Swaggarta, wykrzykującego "No sex until marriage!". Panowie z dużą satysfakcją przyjęli kilka lat później fakt, że ten "wysłannik Jezusa" został nakryty na zabawianiu się z prostytutką. Natomiast zdziwiło ich to, że większość "fanów" Jimmy'ego wybaczyła mu tę "wpadkę" po publicznych przeprosinach. Jak pokazuje historia najnowsza, Amerykanie "już tak mają".

"Headhunter", jedno z najbardziej znanych nagrań Frontu, traktuje o praktykach stosowanych przez duże korporacje, które zespół porównuje do łowców głów. Udane potraktowanie "gorącego" wtedy tematu, a nade wszystko chwytliwość "Headhuntera", uczyniły z niego międzynarodowy przebój.

Popularność Frontu zdążyła już w tym momencie przekroczyć undergroundowe podwórko. W międzyczasie zaistniał, najpierw w Belgii, a potem w całej Europie Electronic Body Music. Moda na EBM konkurowała wtedy o palmę pierwszeństwa w muzycznym światku z acid house'em, a belgijskie zespoły po raz pierwszy zaczęły masowo gościć na listach przebojów indie i dance. Styl ten był wyraźnie zainspirowany dokonaniami Frontu 242. Rzecz oczywista, że zespół uznano za czołowego wykonawcę EBM. Panowie nie mieli nic przeciw temu, co więcej, sami pomagali rozpocząć karierę "pochodnym" artystom. Należy tu wymienić przede wszystkim Nitzer Ebb i ich doskonały debiut "That Total Age", wyprodukowany przez Richarda 23.

Zespół miał już wtedy wyrobioną renomę również za Atlantykiem. Wspólna trasa z Ministry w 1984 r. zmieniła zupełnie oblicze tej grupy. Al Jourgensen z kolegami grał do tej pory nudny synth-pop. Konfrontacja z brutalną, frontową elektroniką 242 dała mu do myślenia i w niedługim czasie Ministry zupełnie zmieniło swoje oblicze. Popularność EBM szybko przeniosła się z Europy do Stanów. Wytwórnia Wax Trax z Chicago wyspecjalizowała się w tym gatunku, wydając reedycje kolejnych albumów sygnowanych numerem "242". Pozytywne przyjęcie Electro Body w Ameryce spowodowało, że Front był tam częstym gościem, a niektóre zespoły ze starego kontynentu, m. in. Thrill Kill Kult i KMFDM, przeniosły się tam na stałe. Amerykańskie sukcesy Frontu i ich krajana - Luca van Ackera spowodowały też powstanie nowej formacji. Luc wraz z Richardem 23 wykonali remiks nagrania Ministry, co tak przypadło do gustu Jourgensenowi, że wspólnie założyli - wraz z kilkoma innymi muzykami - Revolting Cocks. Ta prowokacyjna formacja ("Monty Python muzyki industrialnej") działała potem z dużym powodzeniem. Jednak Richard 23 po czterech latach współpracy z RevCo, postanowił cały swój czas poświęcić Frontowi 242.

Końcówka lat 80. to intensywna działalność koncertowa. Image grupy był już wtedy zupełnie klarowny. Panowie prezentowali się jak trójka komandosów/terrorystów/cyborgów (Richard 23 z gustownym irokezem, cokolwiek przypominającym fryzurę Roberta De Niro w "Taksówkarzu"). Brutalny przekaz i wygląd zespołu często przysparzał mu kłopotów, podobnie jak miało to miejsce w przypadku Kraftwerku czy Laibacha. W 1986 roku podczas koncertów w Szwecji doszło do demonstracji ugrupowań uznających Front 242 za "elektronicznych następców Goebbelsa", a rok później w Antwerpii ludzie wymachiwali im sierpem i młotem...

"Niewidzialny" członek grupy - Daniel, w czasie koncertów pracował za konsoletą i utrzymywał kontrolę nad całością, co miało oczywisty wpływ na jakość dźwięku i brak wpadek podczas spektaklu. Tylko raz, podczas trasy w 1987 roku scena nagle zjechała w dół i zespół po prostu zniknął. Widownia zresztą i tak uznała, że było to celowe posunięcie! Daniel swoją "niewidzialność" nadrabiał buńczucznymi często wypowiedziami dla prasy. Przykładowo popularność grupy za oceanem uzasadniał klasycznymi korzeniami muzyki 242. Nie jakieś tam Kraftwerk czy DAF, ale Wagner, Szostakowicz, Rossolo, mieli stanowić o sile i jakości przekazu Belgów. A tak wypowiadał się na temat własnej roli w show-businessie: "Nie mam zamiaru zostać muzykiem. Robię muzykę, ale nie jestem artystą. W przemyśle muzycznym artysta jest na samym dnie. Najpierw są prezesi, potem ludzie od promocji, ludzie od parzenia kawy... i na szarym końcu muzyk. Uwierzcie mi, wiem coś o tym. Moment, w którym poczuję się artystą będzie oznaczał koniec mojej muzycznej kariery".

Zbudź się z rozdzierającym serce krzykiem,
Dzień dobry...
("Rhytm of Time" 1991)

Po kilkuletniej tym razem przerwie Front 242 wydaje kolejny doskonały album "Tyranny >For You<". Po badaniach przyszedł czas na nowe motto: "determinacja, wytrwałość, przyswajanie, infiltracja". To ostatnie objawiło się podpisaniem kontraktu z koncernem Epic (filia Sony). "Powiedzieliśmy, że zinfiltrujemy ich i wykorzystamy, tak jak to robią terroryści". Amerykanie z Epic nie wystraszyli się zbytnio, mając nadzieję zrobienia z Frontu nowego Depeche Mode. Jednak kontrakt pozostawiał grupie zupełną swobodę artystyczną. "Tyranny >For You<" przesuwa zainteresowania zespołu z mediów na bardziej osobiste odczucia. Nadal dominuje agresja, ale chodzi raczej o wojnę wewnętrzną, jaką każdy toczy sam ze sobą, bojąc się przyszłości, nie mogąc realizować własnych aspiracji, itp. Zespół ponownie dotyka tematyki quasi-religijnej. Tym razem jednak unika sloganów, przykładem może być tu demoniczny "Soul Manager":

Jestem przewodnikiem zagubionych
Jestem przyjacielem słabych
Spod opuszczonego kaptura
Zaglądam w twą duszę
Widzę jaka jest mroczna i filigranowa
Czuję ciężar twych grzechów
Jestem ufnym przyjacielem, którego potrzebujesz
Jesteś jak księga, w której czytam

Ja jestem, by zbawić cię

Widzę jak żeglujesz przez noc i dzień
Na morzu, którego fale są zawsze wbrew tobie
Wystarczy mój jeden cios
By uwolnić twą duszę od trosk
Jestem twym przewodnikiem poprzez noc
Poprzez noc do światła (...)

Dźwiękowa estetyka, choć uległa drobnym zmianom, nadal opiera się na charakterystycznym, firmowym brzmieniu grupy. "Moldavia" i "Neurobashing" to dynamiczne numery, siejące zniszczenie na parkietach. Jeszcze bardziej taneczne są "Rhythm of Time" i "Tragedy >For You<", dzięki którym Front udowodnił, że stylistyka, jaka pojawiła się na początku lat 90. daje się doskonale połączyć z wypracowanym w ciągu lat "frontowym" beatem. "Tyrania" pozostaje mocna i mroczna, choć znalazło się też miejsce na spokojniejszy, melancholijny "Gripped by Fear".

Poprzedzający album singiel z "Tragedy >For You<" stał się największym przebojem w historii grupy, obok "Masterhit" i "Headhuntera". Warto tu wspomnieć o wideo do "Tragedy" i "Headhuntera". Zostały one zrealizowane przez Antona Corbijna, którego zespół darzył dużym szacunkiem, m. in. ze względu na jego współpracę z Joy Division. Dlatego też pozostawiono mu wolną rękę w tworzeniu scenariuszy i realizacji obrazków. Corbijn w nagraniach Frontu zobaczył przede wszystkim satyrę i potraktował sprawę z jajem - i to całkiem dosłownie. "Anton najwidoczniej myślał, że nasz numer to <Egghunter> i do wideo nawtykał wszędzie jaja. Kiedy powiedzieliśmy mu, że to jednak jest <Headhunter>, stwierdził, że jaja i tak zostają...". Natomiast "Tragedy >For You<" to surrealistyczna wizja świata po wojnie nuklearnej, w której Richard "robi zakupy" z "bombową" kobietką, która wcześniej grywała u Felliniego. Zupełne zdanie się na intuicję Corbijna było o tyle dziwne, że do tej pory zespół zajmował się wszystkim samodzielnie: produkcja, remiksy, projekty okładek, itp. Na okładkach płyt drukowano po prostu "Product by Front 242".

Po "Tyranny >For You<" zespół na pewien czas zamilkł, zajmując się innymi sprawami. Ruszyła wtedy inicjatywa o nazwie Art & Strategy, która polegała między innymi na managemencie młodych twórców, takich jak Ashbury Faith, Sabotage i Ozark Henry. Przerwa wynikała też z tego, że Front uznał dotychczasową formułę za wyczerpaną. Lata 90. z house'em, techno i innymi stylami, stanowiły już zupełnie odmienną estetykę, niż poprzednia dekada. Ludzie przestali interesować się polityką, sloganami, tematyką społeczną. Przyszedł więc czas na powrót do cywila.

Zjednoczeni
By osiągnąć sławę,
Fatalny wybuch gniewu
Czysta i bezlitosna siła
("Flag" 1993)

Front 242 skończył z techno-militarystycznym image'em.: "Trzeba być realistą. Nie mam zamiaru zostać Elvisem Presley'em muzyki elektronicznej. Kiedy jesteś młody, możesz pozwolić sobie na takie numery. W międzyczasie zestarzeliśmy się trochę i teraz ubieramy się inaczej. Po co więc mielibyśmy robić z siebie clownów na scenie?". Bardziej istotne zmiany zaszły w sferze muzycznej. W 1993 roku zespół wydał niemal jednocześnie dwa albumy "06:21:03:11 Up Evil" i "05:22:09:12 Off". Liczby w tytułach odpowiadają po prostu kolejnym literom alfabetu, łatwiej więc będzie przejść na bardziej czytelne wersje tytułów: "Fuck Up Evil" i "Evil Off". Tym razem Front postanowił zaprezentować coś na kształt pary concept albumów. Tematem jest... szatan, który jako upadły anioł potrafi być zarówno tym wstrętnym, czerwonym stworem z rogami (vide okładka "Fuck Up Evil"), jak i przybierać, w celu kuszenia, bardziej pociągające formy. Tak - w dużym skrócie - przedstawia się idea "Up Evil" i "Off". Druga z nich "kusi" zatem "jaśniejszym" dźwiękiem i zbudowana jest w oparciu o przejrzyście brzmiące syntezatory, generujące czasem wręcz ambientowe pady ("Junkdrome"). Dużą niespodzianką są tu wokale, tym razem obok Jean-Luca pojawia się kobieta! Zespół zatrudnił niejaką Christin Kowalski, przemianowaną na frontową modłę jako 99 Kowalski. Na szczęście głos Krysi nie przypomina w niczym Kasi Kowalskiej. Jest ostry, mocno przesterowany i nie mający wiele wspólnego z "anielskimi głosami", które mogłyby sugerować tytuły niektórych nagrań ("Modern Angel", "Speed Angels"). Czasami w tle pojawiają się też łagodniejsze wokalizy Eran Westwood z amerykańskiego Spill. Tematyka utworów jest bliska "Tyranny", choć tym razem wszystkie teksty są mocno osobiste, polityka i media znikły z nich na dobre. Składający się z trzech części "Animal" rozwija się powoli od ambientowych klimatów, aż po dźwięki przypominające cokolwiek stare dobre czasy. Podobnie jest choćby w "Serial Killers Don't Kill Their Girlfriend", zwłaszcza, że tym razem mamy znajomy głos Jean Luca. Za to taki "GenEcide" trudno kojarzyć z czymkolwiek wyprodukowanym do tej pory przez 242.

Na "Fuck Up Evil" Front 242 jeszcze bardziej oddalił się od swoich wcześniejszych dokonań. Muzycy sami podkreślali, że będzie to album bardzo "ryzykancki", i tak też się stało. Przede wszystkim za sprawą "piekielnych" gitar, które zdominowały brzmienie albumu. Fani syntetycznych "frontowych" dźwięków przeżyli na pewno spore rozczarowanie, choć nie zaważyło to bynajmniej na popularności grupy i jakości albumu... Taki sam manewr wykonali także Nine Inch Nails, czy później The Prodigy. Brzmienie płyty jest w dużej mierze zasługą producenta. W tej roli wystąpił bowiem Andy Wallace, stary "wyjadacz" konsolety. Jedyny to przypadek w historii 242, by Daniel i Patrick pozostawili produkcję komuś z zewnątrz. Do tego Wallace niewiele miał do czynienia z elektronicznym graniem, preferując zespoły gitarowe (zaraz przed "Up Evil" pracował z Sonic Youth i Nirvaną). Panowie potraktowali gitary bardzo poważnie, nie posiłkując się jedynie samplami, ale współpracując z gitarzystą Jimem Daviesem (Pitchshifter), sprawdzonym w ostrym, industrialnym metalu. "Fuck Up Evil" jest więc wybuchową mieszanką brzmienia 242, techno i hardcore/thrashu. Nagrania są bardziej zróżnicowane, więcej tu zarówno hałasu, jak i melodii. Mimo pewnych podobieństw do "starego" 242 ("Crapage", "Waste"), najlepsze na płycie nagrania - "Religion" i "Melt", to już zupełnie odmienne granie. Inne zmiany z tego okresu to prawie całkowita nieobecność w nagraniach Richarda 23, którego zastąpili Jean-Marc i Pierre Pauly. Dwójka ta poza śpiewem zajęła się także pisaniem tekstów.

Popularność, jaką zespół cieszył się w USA, została potwierdzona zaproszeniem do udziału w festiwalu Lallapalooza, gdzie mieli okazję udowodnić swój status "ojców chrzestnych" Ministry i Nine Inch Nails. W tym okresie Front 242, chcąc sprawdzić własne nagrania w nowej estetyce, poprosił innych wykonawców o dokonanie remiksów ich numerów. Tak powstały krążki "Religion", "Mut@ge Mix@ge" i częściowo "Angels Versus Animals". Remixów dokonali m. in. Jim Thirlwell, Prodigy i The Orb. Zwłaszcza w tym ostatnim przypadku powstałe nagrania były zupełnie odmienne od pierwowzorów. Front najwidoczniej chciał sprawdzić swoje brzmienia w odmiennych stylistykach, wykorzystując sprawdzone już wzorce.

W drugiej połowie obecnej dekady zespół stracił zainteresowanie dla pracy pod szyldem 242 i rozwiązał kontrakt z Epic. Panowie zajęli się solowymi projektami, choć Front nie został formalnie rozwiązany. Dopiero na fali popularności wykonawców, którzy sporo zawdzięczali muzyce Belgów, m. in. NIN, KMFDM, Die Krupps czy Cubanate, w 1997 roku zespół odbył dużą trasę koncertową. Starsze nagrania stały się bardziej "techno-friendly". Co ciekawe rytm stał się "żywszy" nie za sprawą użycia automatów Rolanda, czy loopów, ale przez udział w występach żywego perkusisty - Tima Krokera. Dobre przyjęcie Frontu spowodowało, że zespół zdecydował się wydać album koncertowy "Re:Boot". Natomiast ostatnie wydawnictwo z wydrukowanym na okładce numerem 242, to zestaw szesnastu coverów "Headhuntera", zatytułowany po prostu "Headhunter 2000". Młodsi wykonawcy wychowani na EBM, pokazali tu swoje interpretacje frontowego "hymnu".

Te dwa wydawnictwa dają szansę, że grupa przypomni się w bieżącym roku nowym albumem, skoro upływ czasu w niewielkim stopniu odbija się na popularności ich muzyki.

Pisząc ten tekst, zastanawiałem się jak wygląda obecnie znajomość dokonań Frontu 242 w naszym kraju. Biorąc pod uwagę choćby - skądinąd bardzo dobrą - "Rock Encyklopedię 2" Wiesława Weissa (Iskry, 1994) i "herezje" znajdujące się tam pod hasłami "Front 242", "Ministry" czy "Nitzer Ebb", jest ona niewielka. Zastanawiałem się więc, jak choć trochę przybliżyć jego styl czytelnikom, którzy nie mieli do tej pory okazji poznać "frontowego" brzmienia. Cóż, najprościej będzie tak: chyba wszyscy znają "The Fat Of The Land" The Prodigy. Proponuję więc posłuchać "Funky Shit" albo "Firestarter" w remiksie Empiriona. Zresztą Prodigy już na okładce swojego pierwszego albumu wydrukowali podziękowania dla Frontu. A panowie z 242 cieszą się z faktu, iż "good vibe is still alive".

Marcin Bogacz

A za linią Frontu...

W drugiej połowie lat 90. znacznie wzrosła aktywność "frontowej" czwórki w przeróżnych realizacjach poza macierzystą formacją. Jest to zarówno produkowanie nagrań innych wykonawców, jak i wykonywanie remiksów (m. in. Project Pitchfork, Sabotage Q.C.Q.C.?, Juno Reactor).

Oprócz tego członkowie F242 z różnym powodzeniem występują w innych formacjach.

Richard 23, mając za sobą współpracę z Revolting Cocks, a później Holy Gang, teraz pracuje nad własnym projektem o nazwie "Tchak!".

Daniel od jakiegoś czasu jest członkiem formacji Nude. Sześcioosobowa grupa tak sama określa swoją muzykę: "Big Drums Meet Bass Beats To Hop On A Trance Trip Into The Jungle!".

Ponadto razem z Patrickiem powołali do życia projekt pod nazwą Grisha Zeme, z kobiecym wokalem i wolnym industrialnym beatem. Patrick jakiś czas temu stwierdził, że chętnie zrobi coś zupełnie nowego, ot, na przykład "industrialne Cocteau Twins". Najwidoczniej Grisha jest realizacją tego pomysłu. Na razie jednak zrealizowali tylko remiksy nagrań innych wykonawców m. in. Juno Reactor i Cobalt 60.

Najaktywniejszy z całej czwórki jest jednak Jean Luc de Meyer. Oprócz krótkotrwałej współpracy z Bigod 20, w 1995 roku wraz z Dominique Lallementem założyli Cobalt 60 (dwa lata później do C60 dołączył Robert Wilcocks). Grupa ma na swoim koncie dwa niezłe albumy "Elemental" i "Twelve", które jednym zdaniem można określić jako "elektronika o ludzkiej twarzy". Cobalt 60 jest też znany ze współpracy z producentami gier komputerowych. Ich "Crush" jest dobrze znany fanom Red Alert, główny temat z "Wing Commander: Prophecy" jest także ich autorstwa.

Równolegle do współpracy z C60 Jean Luc razem z Gedem Dentonem (Crisis NTI) i Jonathanem Sharpem (New Mind) utworzyli projekt "The Cyber-Tec". Ostatniego z muzyków zastąpił potem Marc Heal z Cubanate. C-Tec ma na swoim koncie m. in. przebój "Let Your Body Die" i album "Darker".

EBM i New Beat

Encyklopedia popu Oor's tak definiuje Electronic Body Music: "ciężki, monotonny rytm i powtarzalne sekwencje połączone z ciężkim brzmieniem, zsamplowanymi tekstami i przesterowanym wokalem". To jedyna oficjalna definicja EBM, jaką udało mi się znaleźć. Nie jest ona najlepsza, zwłaszcza, że ignoruje element "body". Front 242 postawił na mieszankę dźwięków zarówno do słuchania, jak i tańczenia (no, może trochę marszowego...), co od początku prezentował na koncertach. Inne zespoły, występujące w ramach Electronic Body Music, podchwyciły po prostu pomysł 242 na to, że mocna, wręcz industrialna muzyka elektroniczna może być taneczna równie dobrze jak pop i mieć w sobie tyle energii co rock'n'roll. Korzeni EBM doszukiwano się w starszych wykonawcach, takich jak Robert Crash, Cabaret Voltaire, DAF, C.U.B.S, czy 23 Skidoo, jednak bezpośrednim "zapalnikiem" był tu ewidentnie Front 242. Skupieni głównie wokół wytwórni Play It Again Sam i Antler Subway wykonawcy, m. in. The Neon Judgement, a;GRUMH, Weathermen, The Klinik, A Split Second, czy nawet weterani z Chris & Cosey, na fali mody na EBM i jego kontynuację - New Beat, szybko zdobyli popularność daleko poza granicami Belgii. Podobno New Beat powstał w ten sposób, że jakiś DJ z Antwerpii zaczął grać singiel A Split Second na 33 obroty zamiast na 45. Inna sprawa, że była to moda krótkotrwała. Już Front 242 uznał New Beat za karykaturę EBM i zwulgaryzowanie muzyki zespołu. Widział własne produkcje bliżej house (sic!), niż tego stylu. Sami mieli dużo większą siłę przebicia i wpływ na nowe pokolenie muzyków, niż ich electro-neo-beatowi naśladowcy.

Zresztą jak można zaistnieć na międzynarodowym rynku z nazwą taką jak np. a;GRUMH? Dopiero kumpel z Antwerpii podpowiedział, że wymawia się to świństwo "egrjum"...

Dyskografia:

Albumy:

"Geography" - 1982, New Dance
"No Comment" - 1985, Red Rhino
"Backcatalogue" - 1987, Red Rhino/Wax Trax
"Official Version" - 1987, Red Rhino/Wax Trax
"Front By Front" - 1988, Red Rhino
"Tyranny >For You<" - 1991, Red Rhino/Epic
"06:21:03:11 Up Evil" - 1993, Red Rhino/Epic
"05:22:09:12 Off" - 1993, Red Rhino/Epic
"Live Code" - 1994, Red Rhino/Epic
"Mut@ge Mix@ge" - 1996, Red Rhino/Epic
"Re:Boot" - 1998, Zoth Ommog/Metropolis

Single, EP:

"Principles" - 1981, New Dance 7"
"U-Men" - 1982, New Dance 7"
"Two-In-One" - 1983, New Dance 12"
"Endless Riddance" - 1983, Red Rhino, Wax Trax 12"
"No Shuffle" - 1985, Another Side 7"
"Politics Of Pressure" - 1985, Red Rhino/Wax Trax 12"
"Interception" - 1986, Red Rhino/Wax Trax 12"
"Masterhit" - 1987, Red Rhino/Wax Trax 7/12"
"Headhunter" - 1988, Red Rhino/Wax Trax 7/12"
"Never Stop!" - 1989, Red Rhino 7/12"
"Tragedy >For You<" - 1990, Red Rhino/Epic 7"
"Tragedy >For You< 2" - 1990, Red Rhino/Epic 12"
"Mixed By Fear" - 1991, Red Rhino/Epic 12"
"Rhythm Of Time" - 1991, Red Rhino/Epic 7"
"Religion" - 1993, Red Rhino/Epic 7"
"Animal" - 1993, Red Rhino/Epic 12"
"Angels Versus Animals" - 1983, Red Rhino/Epic 12"

 

Copyright bogacz.pl