Złoty chłopiec drum'n'bassu

Goldie. Dla mediów - i nie tylko - to właśnie on jest uosobieniem drum'n'bassu. Rzecznikiem, mentorem, gwiazdą, liderem, legendą itd. Wprawdzie to mocno uproszczony obraz gatunku, jednak ma on swoje oczywiste przyczyny. Podczas gdy pozostali producenci i DJ-e wydadzą jakąś EP-kę czy zagrają na którejś z imprez, Goldie gości na bankietach w Hollywood, zatrudnia kilkudziesięcioosobowe orkiestry, randkuje z Björk, rozgłasza swoje manifesty, grywa w filmach, ma kłopoty z policją, pisze książkę, szczerzy złote zęby - słowem, robi wokół siebie więcej szumu, niż cała reszta drum'n'bassowej drużyny razem wzięta.

Jednak gdyby Clifford Price, bo tak na prawdę nazywa się 35-letni syn Szkotki i emigranta z Jamajki, był tylko krzykaczem o charakterystycznej facjacie, nigdy nie dorobiłby się statusu muzycznego pioniera i nowatora. Skoro Grooverider, którego roli ojca jungle nikt nie kwestionuje, twierdzi, iż "Goldie to artysta i nie ma to nic wspólnego z samym drum'n'bassem. Niezależnie od tego, jaką robi muzykę, zawsze pozostaje artystą", trudno traktować złotoustą personę tylko za wygadanego szczęściarza.

Już jako dzieciak Goldie, który wtedy jeszcze nie był Goldie'm, a po prostu Cliffordem, nie należał do przeciętniaków. Ojciec czterolatka wybrał cieplejsze klimaty, a matka nie dając sobie sama rady z trójką małych Price'ów, oddała najstarszego, głównego bohatera tej historii, pod opiekę rodziny zastępczej. Następne lata spędził u kolejnych wychowawców i w domach dziecka, wpędzając w rozpacz swoich opiekunów. Osoby te, jak i jego nauczyciele, po latach wspominający Goldiego nie kryli, że opieka nad małym łobuzem była dla nich męczarnią. Z jednym wyjątkiem - chłopak zbierał bardzo dobre noty na lekcjach plastyki. W szkole Clifford zaczął interesować się też muzyką - punk, pop, nowa fala ("Napisałem do fan-klubu The Stranglers, jeszcze zanim ktokolwiek o nich usłyszał, jestem z tego bardzo dumny!") reggae, wreszcie ska.

Kiedy w końcu ponownie zamieszkał z matką, wraz z braćmi zajął się... kradzieżami. Jednak nie nadawał się na złodziejaszka - "Zawsze dawałem się złapać. Kiedy próbowaliśmy zwinąć coś jakiejś staruszce, w ostatniej chwili czułem się winny. Kończyło się to mniej więcej tak, że przeprowadzałem ją przez ulicę. Być może to moja artystyczna natura nie pozwalała mi na coś takiego".

Złote dready, złote kły

W połowie lat 80. Clifford zachorował na funk, jeżdżąc na koncerty i do klubów grajacych tą muzykę. Potem szybko przerzucił swoje zainteresowania na reggae z całą jego rastafariańską otoczką. Trudno sobie wyobrazić dzisiaj przeważnie łysego twórcę, z wielką szopą dreadlocków, a do tego w kolorze blond... Dzięki nim zresztą zaczęto go nazywać Goldielocks. "Siedzieliśmy z całym tym towarem, recytowaliśmy fragmenty różnych książek i jaraliśmy zielsko do stanu zupełnej głupawki" - wspominał po latach.

Koniec "głupawki" nastąpił, kiedy do Anglii dotarł hip hop i breakdance - "Nie można kręcić się na głowie, jeśli ma się na niej dready. Moje włosy nie nadawały się do tego, więc powiedziałem im - do zobaczenia. W ten sposób stałem się lżejszy o całe 8 funtów (ponad 3,5 kg)". Lżejszy o włosy i ksywę skróconą z braku "loków" do - Goldie, świetnie sobie radził jako breakdancer, mając kondycję wyrobioną w drużynie B brytyjskiej reprezentacji hokeja na rolkach... Inną jego pasją stało się wtedy graffiti, które mazał gdzie się dało w swoim rodzinnym Wolverhampton. Na tyle skutecznie, że wkrótce malował na zlecenie rady miejskiej, a w 1986 roku został zaproszony do udziału w amerykańskim filmie dokumentalnym "Bombing", poświęconym aerozolowej sztuce i subkulturze b-boyów. Po raz pierwszy dostrzeżono w nim artystę. Po wizycie w Nowym Jorku, wrócił do Anglii zawiązując kontakt z innymi "towarzyszami w spray'u", bristolską hip hopową załogą The Wild Bunch, z której później powstał Massive Attack.
Po roku ponownie wyjechał do USA, gdzie wizyta na Miami u dawno nie oglądanego tatusia przeciągnęła się w dwuletni pobyt, podczas którego prowadził sklep z ręcznie inkrustowanymi złotymi zębami - jego własny uśmiech również nabrał 24. karatowego blasku - i prowadząc inne, podejrzane interesy: "Kiedy w 1998 grałem w Heaven i dziewięciu moich kolesi przyjechało z Miami, aby mnie zobaczyć, myślałem wtedy, że połowa z nich ma szczęście, że jeszcze żyje. Jeden z moich najlepszych kumpli odsiaduje teraz 40. letni wyrok i wiem, że wszyscy mogliśmy skończyć w ten sposób".

Terminator Grooveridera

Na szczęście skończył, a właściwie rozpoczął nowy etap swojego pokręconego życiorysu, inaczej. Po powrocie do ojczyzny najpierw próbował kontynuować interes ze złotymi ząbkami, po czym przeniósł się do Londynu, gdzie zaczął chodzić z poznaną tam Kemi, dziewczyną rozpoczynającą wtedy karierę DJ-a jako Kemistry. Razem z Kemi i jej didżejską partnerką Jane - oczywiście chodzi o DJ Storm - Goldie bywał w klubach, gdzie po raz pierwszy zobaczył w akcji Grooveridera i Fabio oraz zaprzyjaźnił się z Randallem, z którym odbywał wypady na rave'y poza Londyn.
Hip hop poszedł w kąt, "złotousty" zapałał miłością do hardcore'u, zadręczając ulubionych DJ-ów pytaniami o grane przez nich numery i nawiązując kontakty z innymi bywalcami Rage, pionierami raczkującego wówczas jungle. Tak poznał ludzi z 4 Hero i został przyjęty do ekipy ich wytwórni Reinforced, projektując okładki płyt (wcześniej pracował jako grafik dla Soul II Soul), pełniąc rolę rzecznika prasowego i łowcy talentów, a jednocześnie podpatrując producentów, gdyż zapragnął, aby jego idole grali napisane przez niego numery. Zadebiutował w 1991 roku, tłocząc white label pod pseudonimem Ajax Project. Ten przeszedł bez echa, ale następne, firmowane nazwą Rufige Kru*, m.in. "Killa Muffin" i "Darkrider", surowe i bardziej energetyczne od tego, co się wówczas grano, spotkały się z aprobatą Grooveridera (zwłaszcza, że ten drugi numer był hołdem dla niego) i jego klienteli. Jednak majstersztykiem darkside'owej jazdy okazało się następne nagranie, "Terminator", tym razem wydane jako Metalheads**. "Terminator" w chwili swojego ukazania się był prawdziwym przełomem. Rzężący syntezator wyjęty z hardcore'owego klasyku "Mentasm" Beltrama, kalejdoskop breaków i nowatorsko wykorzystane możliwości samplera przy zmienianiu wysokości dźwięku, zapewniły Goldie'mu miejsce w historii jungle. "'Terminator' był najdłużej funkcjonującym acetatem, jaki znam. Mniej więcej przez półtora roku pojawiały się i były grane kolejne egzemplarze, zanim ludzie nauczyli się przy nim tańczyć. Za pierwszym razem wszystkich wymiotło z parkietu, ludzie reagowali w stylu: przepraszam, a to skąd się wzięło? Groove rzucił jednak - nie martw się, daj mi sześć miesięcy i będą przy tym ryczeć". Ryczeli, chociaż Grooveriderowi zajęło trochę dłużej przyzwyczajenie publiki w Rage do mocno wykręconego "Terminatora".

Anielskie łamańce

Rok później, kiedy Goldie był już uznaną personą rodzącego się na darcore'owej bazie drum'n'bassu, wydał kolejne przełomowe nagranie - "Angel". Tym razem uzupełnił znane już elementy samplami z zupełnie innego muzycznego wymiaru, pochodzącymi z "afrykańskiej" płyty Byrne'a i Eno "My Life in the Bush of Ghosts" i słodkim soulowym śpiewem Diane Charlemagne z Urban Cookie Collective.

Zmiana kierunku zapoczątkowana na "Angel" była potwierdzeniem cytowanych wcześniej słów Grooveridera, Goldie przede wszystkim czuł się artystą, niezbyt skrępowanym obowiązującymi w jungle regułami, sam określając "Angel" i towarzyszące mu "You and Me" mianem "ghetto blues for the nineties". Rosnąca "muzyczność" kolejnych jego produkcji spowodowała, że nawet zdecydowany przeciwnik wszystkiego, co miało jakikolwiek związek z breakbeatowym hardcore'm - Pete Tong, polubił nowe oblicze drum'n'bassu. Sławny DJ w 1994 roku załatwił kontrakt Goldie'go z wytwórnią ffrr, tanecznym pododdziałem "majora" London, a później kupował też licencje na wydawnictwa LTJ Bukema. Inna sprawa, że nie wszyscy od razu dali się uwieść progresywnemu breakbeatowi Złotego. Kiedy ten osobiście dostarczył promocyjną kopię "Angel" do najpopularniejszej w londyńskim tanecznym światku ex-pirackiej rozgłośni Kiss FM, został z miejsca wyśmiany...

Pod koniec roku 1994 pojawiło się pierwsze wydawnictwo Goldiego nakładem ffrr, singiel z trwającą ponad dwadzieścia minut suitą "Timeless - Inner City Life/Jah". Nagranie będące owocem współpracy z Robem Playfordem, twórcą Moving Shadow, z tradycyjne rozumianym jungle miało jeszcze mniej wspólnego. Pieczołowicie składane przez Playforda breaki uzupełniały fale miękkich dźwięków i równie ulotny śpiew Charlemagne. Kompozycja otwierała też drum'n'bassowe opus magnum, jakie stanowił pierwszy album Goldie'go - "Timeless". Płyta z jednej strony pokazywała producenckie umiejętności "samplerheadz": Playforda wspomaganego przez Dillinję i Dego McFarlane'a (jak mówił sam Goldie - "Timeless" od strony technicznej jest jak Rolex"), z drugiej była esencją tego, co w łamanym gatunku działo się od czasów darkside, aż po wybiegającą w przyszłość fuzję d'n'b z jazzem i ambientem. Postępowe było również przesłanie "Timeless", album miał stanowić Objawienie dla "dzieciaków" pozostających w zwodniczym raju rave'ów i ecstasy: pora wrócić na Ziemię, do twardej rzeczywistości. Tak przynajmniej twierdził Goldie, nie po raz pierwszy i nie ostatni pokazując, że bynajmniej nie jest jednym z bezimiennych producentów, zainteresowanych samą muzyką.

Mimo wszystko jednak, zakładając w międzyczasie swoją własną wytwórnię nazwaną podobnie jak jeden z jego projektów - Metalheadz, udowodnił, że nie oderwał się od drum'n'bassowej sceny, pomagając, dzięki swojej popularności i autentycznemu zaangażowaniu, w promowaniu gatunku i wielu spośród jego kluczowych artystów (więcej w tekście o Metalheadz).

Goldicus w akcji

Pomimo praktycznie zerowej promocji w mediach "Timeless" dotarło do siódmej pozycji zestawienia najlepiej sprzedających się w Anglii albumów, a jego główny autor z dnia na dzień został uznany za najważniejszą postać drum'n'bassu i głównego sprawcę nagłej popularności gatunku. Ważną rolę w wydostaniu się stylu z muzycznego podziemia, a przy okazji do utrwalenia wizerunku Goldie'go jako gwiazdy, miała trasa koncertowa, w którą wyruszył po wydaniu albumu wraz z ośmioosobowym zespołem. Taka formuła, zaprezentowana w Europie i USA, gdzie Złoty poprzedzał swoimi setami/występami koncerty Björk, zyskała drum'n'bassowi zupełnie nową publiczność. W Wielkiej Brytanii podczas trasy towarzyszyli mu Grooverider, Fabio, Peshay, Doc Scott, Randall, Kemistry, Storm, i MC Cleveland Watkiss, a ekipa występowała na wyprzedanych do ostatniego biletu salach. Jedynie w Londynie, kolebce jungle, nie wpadano w zachwyt nad "najbardziej spektakularną prezentacją d'n'b", chociaż imprezy pod znakiem Metalheadz pozostawały tam centralnym wydarzeniem klubowym "połamanej" sceny. Poza licznymi talentami Goldie'go jeszcze jedna rzecz przyciągnęła wtedy uwagę mediów na jego i tak już rzucającą się w oczy osobę. Otóż podczas trasy z Björk, najpierw godzinami dyskutował z nią o muzyce (co istotnie poszerzyło spektrum zainteresowań obydwu stron), a później zaczął romans. Prasa szeroko opisywała związek ekscentrycznej pary, który zakończył się jednak zerwaniem zaręczyn. Wypada tylko dodać, że Islandka chyba bardziej była przywiązana do breakbeatu, niż kolejnych facetów reprezentujących różne jego odmiany, bo po Goldie'm, a wcześniej Tricky'm, jej kolejnym wybrankiem został Howie B.

W latach 1996/97 Goldie dwoił się i troił jako drum'n'bassowy "misjonarz", grając w klubach, zajmując się Metalheadz, a przede wszystkim pracując nad drugim albumem, który ostatecznie ukazał się w lutym 1998 roku. "Saturnz Return" można chyba nazwać największym przedsięwzięciem w dziejach d'n'b - na dwupłytowym albumie znalazły się nagrania powstałe pod kierownictwem Goldie'go przy współpracy długiej listy gości, m.in. trzydziestoosobowej orkiestry, Davida Bowie'go, Noela Gallaghera oraz, w roli producentów - Playforda, Dillinji, Opticala i Marka Sayfritza. Niemniej kolos ten nie okazał się arcydziełem. Próbując przeskoczyć bardzo wysoko ustawioną na "Timeless" poprzeczkę, artysta tym razem nie dokonał żadnego przełomu, tworząc rozdmuchaną i udziwnioną do nieprzyzwoitości powtórkę z debiutu. Kilka lat wcześniej Goldie, mając na myśli swój skromny budżet, sugerował: "dajcie mi studio Svena Vätha, a będę nagrywał opery". I niestety popełnił ten sam błąd, co niemiecki producent na płycie "The Harlequin, the Robot and the Ballet Dancer" - wyprodukował album "z ambicjami", ale nierówny i zbyt wydumany. Ponad godzinny utwór "Mother", w którym rozprawiał się - muzycznie - ze swoim dzieciństwem, miał pseudo-symfoniczny charakter, a pozostałe nagrania wahały się między mrocznym drum'n'bassem, a wręcz rhythm&bluesowymi piosenkami. Goldie chciał przelać w dźwięki własną osobowość (tym razem po raz pierwszy udzielając się także wokalnie), co być może się udało, ale dla miłośników d'n'b było tak interesujące, jak płyty Pink Floyd, a dla osób, które od "SaturnzReturn" rozpoczynały poznawanie gatunku, nie stanowił on reprezentatywnego materiału. W tej roli zdecydowanie lepiej sprawdziła się miksowana kompilacja "INCredible Sound of Drum'n'Bass" (1999, Sony) z serii prezentującej poszczególne klubowe gatunki. Wybór Goldie'go, jako autora miksu był oczywisty, nawet pomimo tego, że jest od niego wielu lepszych DJ-ów grających taką muzykę, a prawie co trzecie nagranie na dwupłytowej składance stanowił numer z jego własnej wytwórni. Ale było to po prostu odzwierciedlenie znaczenia Metalheadz i jej lidera w świecie d'n'b.

Po ukazaniu się "SaturnzReturn" Goldicus, bo tak w międzyczasie zaczął się tytułować, wydał singla z pochodzącym z albumu owocem współpracy z hip-hopowym guru KRS-One "Digital", a następnie wyruszył na następną trasę po USA, tym razem występując jako support dla Jane's Addiction. Obydwa te fakty wskazywały, że artysta coraz bardziej oddala się od "rasowego" jungle. Opublikowany jeszcze w 1998 roku mini-album "Ring of Saturn" pokazywał jednak, że Goldie jakby się opamiętał. Płyta zawierała okrojony do przyzwoitych rozmiarów "Mother", przeróbkę hitu jazzowego wokalisty Bobby Caldwella "What You Won't Do for Love", ale też "normalny" d'n'b czy tech-stepowe remiksy "Temper, Temper" autorstwa Opticala i Grooveridera - zestaw strawniejszy i bardziej "undergroundowy" od poprzedniego kolosa.

Przekręt? Przekręt...

Niemniej od tego momentu Goldie zarzucił działalność producencką, zwłaszcza, że nie mógł już liczyć na pomoc swojego najważniejszego współpracownika, Playforda, z którym poróżnił się podczas pracy nad "SaturnzReturn". Nie wiadomo, o co konkretnie poszło, ale obydwaj są znani, jako osoby trudne we współpracy, a słuchając albumu można się domyśleć, że mieli nad czym dyskutować. Zapewne widząc, że sam niewiele wskóra, a inni, jak np. Roni Size, radzą sobie znacznie lepiej, "strategicznie" obwieścił: "osiągnąłem już w tej muzyce wszystko, co chciałem. Niezależnie od tego, czym będę zajmował się w ciągu najbliższych czterech lat - filmem czy rzeźbiarstwem, naprawdę jestem zadowolony z tego, co zrobiłem".

I rzeczywiście, Goldie postanowił zostać aktorem (chociaż nie zarzucił całkowicie didżejki). Najpierw, dzięki znajomości z Bowie'm, zagrał razem z nim w filmie "Everybody Loves The Sunshine". Obraz chyba nie należał do udanych, bo jakoś do dzisiaj nie trafił do kin, jednak Złotego dostrzeżono i zdobył niewielką rolę w ostatniej części przygód Jamesa Bonda "Świat to za mało". Potem robił smutne miny w "Przekręcie" ("Snatch") Guy'a Ritchie'go i wspólnie z pisarzem Joshem Evansem zaczął tworzyć scenariusz nawiązujący do "Timeless", który ponoć od początku miał być filmem, a nie płytą... W bieżącym roku nastąpił zaś kulminacyjny - i mocno kontrowersyjny - punkt w jego dotychczasowej karierze aktorskiej, kiedy wystąpił w kilku odcinkach najpopularniejszej brytyjskiej telenoweli "Eastenders". Była undergroundowa eminencja cieszyła się już zatem poważaniem drum'n'bassowej publiczności tylko ze względu na swoje wczesne dokonania i działalność Metalheadz. Na gwiazdorskie, pozamuzyczne zapędy zareagowała też wytwórnia ffrr/London, a właściwie jej zwierzchnicy - Warner Music, oświadczając, że Goldie'mu nie udało się "przełożyć sukcesu jego wczesnego, przełomowego materiału na owocną, długoterminową karierę" i rozwiązując z nim kontrakt.

Być może ten przysłowiowy kubeł zimnej wody ze strony fonograficznego potentata otrzeźwił Goldie'go, który nagle zapałał nową miłością do drum'n'bassu. W tym roku wydał singla jako Rufige Kru - "Stormtroopa VIP/Beachdrifta", zgodnie ze zwyczajem Metalheadz funkcjonującego od jakiegoś czasu na acetatach. Firma płytowa i klub zostały przywrócone do życia.

Trudno jednak przewidzieć, czy ambasador d'n'b pokusi się jeszcze o wydanie kolejnego albumu. Na razie przebąkuje o pisaniu książki - "The Book of Goldicus", która ma być autobiografią i historią Metalheadz, przyprawioną literacką fikcją i graficznymi umiejętnościami byłego artysty graffiti. Książka, o ile nie będzie zanadto odbiegać od rzeczywistości (co niestety jest dość prawdopodobne) może być gratką nie tylko dla zagorzałych miłośników drum'n'bassu, Goldie ma bowiem niezłą "gadkę" i o tym gatunku może z pewnością opowiedzieć więcej niż ktokolwiek inny. Pisanie pamiętników, po zaledwie dziesięcioletniej karierze, to trochę przesada, ale trudno odmówić artyście talentu do "taktycznego zajmowania upatrzonych pozycji". Skoro nie potrafi znaleźć się już w gronie najbardziej postępowych i utalentowanych producentów, może wspominać "stare dzieje" i nadal promować gatunek za sprawą Metalheadz. Może jednak doczekamy się jeszcze jakiejś muzycznej rewelacji jego autorstwa, choć prędzej można liczyć na to, że spróbuje swych sił w jakiejś innej dziedzinie. Goldie - rzeźbiarz? Kto wie...

Marcin Bogacz

* Rufige według autora nazwy, miało oznaczać sample "n-tej generacji", wykorzystywane w jego numerach. Chodziło o próbki wysamplowane z nagrań, które wyprodukowano z sampli, pochodzących z innych sampli, które... itd. W ten sposób Goldie ujął charakterystyczną cechę "technologii" towarzyszącej brakbeatowemu hardcore.

** Następne alter ego Goldie'go nie pochodziło wcale od kosztownego złomu, który nosił w szczękach, "metalowe łby" oznaczały maniaków płyt z acetatu, granych przez DJ-ów: "Ta nazwa wzięła się od Grooveridera, ukradłem mu ją. Wiecie, że acetaty są zrobione z metalu? Pomysł wziął się stąd, że ciągle wpadałem do didżejki w Rage, żeby obserwować co tam się dzieje i jaki numer jest grany - i zwykle były to acetaty".

Metalowe łby - platynowe breaki

Pierwotnie wytwórnia założona w 1994 roku przez Goldie'go miała - zgodnie ze swą nazwą, wydawać tylko próbne tłoczenia nagrań zaprzyjaźnionych DJ-ów. Pierwszy singiel zawierający "Riders Ghosts" Rufige Kru oraz "V.I.P. Drums" Doc Scotta był dobrą ilustracją koncepcji Metalheadz: "Chcieliśmy przekonać się, jak długo muzyka może funkcjonować na dubplate'ach, zanim zostanie wreszcie wydana. Grooverider otrzymał "V.I.P. Drums" i "Riders Ghost" na długo zanim kogoś innego w ogóle "zaleciał zapach" tych numerów. To był wyraz naszego szacunku dla niego. Grał je tak długo, iż w końcu postanowiliśmy zaczekać cały rok, zanim zostaną one oficjalnie wydane". Rola ojców drum'n'bassu nie ograniczała się jednak tylko do testowania nowych nagrań, Goldie twierdził, że brzmienie Metalheadz pochodziło z setów Ridera i Fabio - "zsamplowaliśmy ich brzmienie, jednak nie ograniczaliśmy się tylko do wycinania sampli, zawsze maksymalnie je przetwarzaliśmy".

Mimo tego, że zarówno nazwa firmy miała swoje źródło w projekcie Goldie'go, podobnie jak jej logo - "cybernetyczna czacha" z słuchawkami, skopiowana z wczesnych singli Rufige Kru, Metalheadz nie stało się jedynie okazją do demonstrowania przez jej twórcę swojego uwielbienia dla pionierów z Rage. Do tej pory nakładem oficyny ukazały się tylko cztery single Złotego, a wkrótce trudno było nawet mówić o brzmieniu Metalheadz, gdyż - firmowane hasłem "miejski breakbeat XXI wieku" - stało się ono prawie tożsame z brzmieniem drum'n'bassu. Goldie'mu oraz Kemistry i Storm, wspólnie z nim prowadzącym wytwórnię, udało się ściągnąć do niej wielu najbardziej utalentowanych artystów związanych ze sceną d'n'b i na kolejnych winylowych singlach pojawiały się różne odmiany stylu, m.in. "Psychosis" Peshay'a, "Far Away" Doc Scotta, "Kid Caprice" Wax Doctora, "Angels Fell" Dillinji, "Your Soul" J Majika, "Consciousness" Photka, "The Flute Tune" Hidden Agenda, "Pulp Fiction" i Alexa Reece, "Urban Style Music" Lemona D, "A Made Up Sound" Source Direct, "Da Base II Dark" L Double'a czy "Down Under" Digitala. Z taką obsadą i długą listą świetnych produkcji firma szybko dołączyła do grona najbardziej uznanych wytwórni d'n'b - i chociaż była młodsza, wymieniano ją obok pionierskich Reinforced i Moving Shadow.

Kiedy w 1996 roku ukazał się album będący podsumowaniem dotychczasowej działalności Metalheadz, zawierający 17 wybranych nagrań "Platinium Breakz", szybko został uznany za jedną z najlepszych kompilacji w dziejach gatunku.

Pomimo tego, że firma nie stała się imperium wydawniczym, ograniczając się do kolejnych 12 calowych singli i kilku kompilacji, dorabiając się tylko jednej "córki" - Razor's Edge (nastawionej na remiksy nagrań wydanych wcześniej przez Metalheadz), a żaden z nagrywających dla niej artystów nie był związany wyłącznie z nią, okazała się najbardziej "widoczną" wytwórnią d'n'b poza wąskim gronem ortodoksyjnych fanów tego gatunku. Stało się tak nie tylko dzięki popularności jej szefa i dystrybucji przez fonograficznego potentata - ffrr/London. Obok nagrań LTJ Bukema to właśnie albumy Goldie'go oraz wydawane przez Metalheadz single Photka ("Natural Born Killaz"), Alexa Reece ("Basic Principles"/"Fresh Jive", "Pulp Fiction") i Wax Doctora ("Kid Caprice") były kluczowymi publikacjami bardziej muzycznego i inteligentnego podejścia do połamanych rytmów (jednak zarówno Bukem, jak i Goldie podkreślali, iż określenie "inteligentny" w odniesieniu do miękkiego, jazzującego d'n'b, było wynalazkiem mediów i przyczyniało się jedynie do bezsensownego dzielenia sceny). Metalheadz miało też na koncie twardsze produkcje Dillinji czy J Majika, a wszyscy nagrywający dla firmy artyści podkreślali jej stylistyczną otwartość, co nieźle ujął Lemon D, mówiąc: "Metalheadz oznacza wolność muzyczną i wolność środków wyrazu. Metalheadz to całe spektrum i przyszłość drum'n'bassu".

W kolejnych latach firma trzymała rękę na pulsie publikując obok płyt swoich dotychczasowych współpracowników także nagrania Grooveridera ("The Warning" jako Codename John), Adama F ("Metropolis"), Eda Rusha ("Skylab EP") czy Opticala ("To Shape The Future"). Dopiero po 1997 roku wytraciła swój pierwotny impet. Goldie coraz więcej czasu poświęcał innym sprawom, natomiast Kemistry i Storm postanowiły skupić się na działalności didżejskiej. Niedługo po rozstaniu z Metalheadz panie wydały miksowany album w słynnej serii "DJ Kicks" i występowały na całym świecie. Kariera duetu zakończyła się 25 kwietnia 1999 roku, w tym dniu Kemi zginęła w wypadku samochodowym, wracając razem ze Storm z jednego z występów poza Londynem.

Niedługo później Metalheadz zapadło w letarg trwający aż do marca tego roku, kiedy ogłoszono serię nowych wydawnictw. Obok singla Goldie'go pojawiły się też winyle Marcusa Intalexa, Total Science i debiut Future Cut w ramach oficyny, a w czerwcu trzecia już część "Platinum Breakz" m.in. z numerami Rufige Kru, Spirita, Digitala, Johna B, Sci-Clone, Source Direct, Hidden Agenda i Doc Scotta. Wypada tylko dodać, iż logo firmy stało się prawdziwym znakiem jakości w świecie połamanych rytmów i to nie powinno ulec zmianie.


Równolegle z wytwórnią funkcjonują klubowe noce Metalheadz, które prawie od razu stały się sławne, a później wręcz legendarne. Niedzielne sesje odbywające się najpierw w klubie Blue Note, przyciągnęły większą część elity drum'n'bassowych DJ-ów z Grooveriderem na czele. Na imprezach tych grali m.in. Fabio, Randall, Doc Scott, Jumping Jack Frost, Loxy i oczywiście Goldie oraz Kemistry i Storm. Sesje pod znakiem metalowych łbów stały się szybko najważniejszą klubową nocą drum'n'bass, zastępując w tej roli Speed LTJ Bukema. To właśnie tam były grane próbne tłoczenia nowych wydawnictw Metalheadz i innych oficyn, czasami całymi miesiącami, zanim były one wreszcie dostępne dla "szeregowych jungle'owców". I podobnie jak w przypadku wytwórni, impreza na dłuższy okres zawiesiła swoje funkcjonowanie, by powrócić, najpierw w klubie Limelight, pod koniec maja br., a od września niedzielne sesje Metalheadz mają zagościć w lokalu o nazwie Propaganda. Na reaktywowanych sesjach będą pojawiać się cyklicznie Goldie, Grooverider, Fabio, Doc Scott, Storm, Randall, Marly Marl, Bailey, Clarky, Loxy, Ink, Flight, Ed Rush, Optical, Future Cut, Marcus Intalex, Digital, Spirit, Jumping Jack Frost - i wielu innych, a za mikrofonami znajdą się GQ, Rage, Moose, Fats, Cleveland Watkiss i Justiyc.

www.metalheadz.co.uk


Copyright bogacz.pl