Mi(ll)strz maksymalnego minimalu

Skoro powiedziało się A, B i C, należy powiedzieć... Mam na myśli artykuł o May'u, Atkinsie i Saundersonie, na których techno z Detroit przecież się nie kończy. Co więcej, ta trójka ma następców, którzy przenieśli techno w zupełnie inny wymiar. Kontynuujemy zatem historię twórców z Motor City. Tym razem Jeff Mills.

Techno ma niejedno oblicze - takie powiedzenie brzmi, delikatnie mówiąc - trywialnie. Jednak koszmarek ten ma głębszy sens. Można wyobrazić sobie dwa muzyczne bieguny zjawiska zwanego "techno". Na jednym z nich jest produkt, który służy do wywołania u użytkownika reakcji zwanej tańcem. Dla wielu bywalców klubów muzyka ma wyłącznie charakter podkładu pod towarzysko-rekreacyjną aktywność. W środy chodzą na siłownię, a w sobotę na party, by obcować z "techno o charakterze użytkowym". Na drugim zaś biegunie znajduje się muzyka o tej samej nazwie, będąca SZTUKĄ. No i przecież istnieją jeszcze dźwięki, wykraczające poza obydwa te bieguny, zaś większość współczesnych produkcji istnieje gdzieś pomiędzy nimi. I choć pierwsze i drugie "techno" bywa utylizowane w ten sam sposób, to różnica jest kolosalna. To trochę tak, jak opakowanie puszki zupy Campbella i te same puszki zwielokrotnione przez Warhola. Albo jak "bazgroły" Basquiata. Wiem, że piszę o sprawach oczywistych. Jednak nie dla wszystkich. Jeff Mills od wielu lat udowadnia, że należy mu się miejsce pośród twórców popychających muzykę do przodu i przygotowujących ją na nadchodzące stulecie. A że przy jego dźwiękach można się bawić, to po prostu efekt uboczny... Myślę, że Mills z czasem trafi do podręczników, bowiem należy do wąskiej grupy artystów, którzy uczynili z techno sztukę. Czy mam rację, okaże się za kilkadziesiąt lat. Mam czas, poczekam...

...prezenter...partyzant...twórca...

Jeff Mills urodził się w 1963 roku w Detroit. Choć nie ma zbyt wielu informacji na temat jego pierwszych muzycznych poczynań, to wiadomo, że już na początku lat 80. zaczął sporadycznie udzielać się w lokalnej rozgłośni radiowej WDET. Prezentował tam swoje ulubione nagrania - głównie electro i hip-hop. W 1987 roku miał już własną audycję i całkowitą wolność w doborze prezentowanych nagrań. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że sam powinien zacząć nagrywać. Tak też się stało i w 1989 roku, obok nagrań innych wykonawców, w eter popłynęły pierwsze millsowe produkcje. Były one wynikiem wgryzania się w zawiłości obsługi sprzętu i fascynacji industrialnymi brzmieniami wymieszanymi z modnym wtedy w Detroit house'em. Poprzez swoją pracę w rozgłośni poznał wtedy Tony'ego Srocka, który oprócz podobnych zainteresowań dysponował wolnym czasem i własną wytwórnią płytową - Full Effect. Razem jako Final Cut stworzyli kilka nagrań, spośród których najbardziej znane to "The house has landed". Będące jeszcze w zarodku techno (czy Detroit house) Millsa sporo zawdzięczało belgijskiemu EBM. Nie był on wtedy odosobniony w swoich zainteresowaniach, bowiem cały chicagowski industrial powstał na tej samej bazie.

W nową dekadę JM wszedł z nowym projektem. W 1990 r. poznał Mike'a "Mad" Banksa, który był wtedy członkiem house'owego "Members of The House". Ich nagranie - "Share this house" zmiksował Mills na potrzeby własnej audycji i tak zaczęła się jego współpraca z Banksem. JM opuścił Final Cut, a Banks rozstał się ze swoją macierzystą formacją i postanowili połączyć swoje zainteresowania pod nazwą Underground Resistance. Dołączył do nich Robert "Noise" Hood, który stał się z czasem głównym współpracownikiem JM. Pomysł założenia własnej grupy i wytwórni wyniknął z faktu, iż panowie uznali, że "święta trójca" z Detroit stanęła w miejscu i należy osobiście zająć się dalszym rozwojem techno i pchnąć styl w nowych kierunkach. Millsa nie łączyły przyjacielskie stosunki z pionierami Detroit techno, a z May'em nawet ostro konkurował, stając z nim często do "DJ-skich potyczek".

Styl UR był połączeniem z jednej strony ostrego acidu, z drugiej zaś industrialnego techno. Typowy dla Detroit styl zyskał zimny, agresywny wymiar. Nie bez znaczenia była tu fascynacja Millsa electro-body, która do funkowych korzeni techno dodała twardość europejskiego industrialu. Piszę o fascynacjach Millsa, gdyż on najwięcej "kombinował" spośród całej trójki, Banks i Hood rzadko wychylali nosa ze swojskiego house'owego podwórka. Niemniej jednak wszystkie wczesne nagrania wytwórni to produkcje różnych kombinacji trzyosobowego składu: Mills, Banks i Hood. Zgodnie z celem przyświecającym powstaniu grupy, Underground Resistance wniósł świeżą krew do Detroit techno, wprowadzając doń m. in. acid hardcore, przyspieszając tempo i utwardzając brzmienie. Mills tłumaczył, że był to ich obowiązek, bowiem ludziom potrzebna była taka właśnie muzyka, a nikt inny nie chciał jej grać... UR przekładało na dźwięki atmosferę swojego rodzinnego miasta. Ale panowie starali się też czasami sięgać po elementy typowe dla starych, dobrych dla Detroit czasów. Stąd choćby gościnny udział w ich nagraniach Yolandy Reynolds, której wokale wprowadzały ciepłą soulową atmosferę do surowych, metalicznych dźwięków.

W końcu praca w UR zaczęła zajmować Millsowi większość czasu, więc zrezygnował ze studiów. W ten sposób Stany Zjednoczone straciły potencjalnego architekta. 1:0 dla muzyki. "Szalony" Mike z czasem zaczął traktować nazwę grupy dosłownie, uznając techno za narzędzie walki społeczno-politycznej. Zgodnie z przyjętą wojującą ideologią muzyka została przesunięta na plan dalszy. Produkcje "Ruchu oporu", mające pozostawać w zgodzie z "doktryną zrób to sam", powstawały przy zastosowaniu prymitywnej estetyki i prostego sprzętu. Najlepsze nagrania Millsa z jego "podziemnego" okresu nie powstały więc pod nazwą UR. Trójka muzyków wydała w 1991 roku jako X-101 płytkę z klasycznym już "Sonic Destroyer", po której ukazał się pełnowymiarowy album "formacji". Miał być on po prostu eksperymentem, próbą sprawdzenia, co wyniknie z wypadkowej zainteresowań trzech muzyków. I tak połączenie przestrzennego techno z "kwasem" i funkowym feelingiem okazało się na tyle udane, że doczekało się kontynuacji. Tyle, że już nie w ramach Underground Resistance. Nie dość, że "partyzancki" profil firmy z czasem zaczął brać górę nad działalnością artystyczną, to na dodatek zaczęła ona sprzedawać muzykę jak każdy inny towar. W pewnym momencie Mills uznał, że rebelia na sprzedaż mu nie odpowiada. Do tego, przebywając ciągle w Detroit (z czasem na trasy koncertowe zaczął jeździć sam MB), miał dość depresyjnej atmosfery tego miasta. Postanowił więc pozostawić cały ten interes Banksowi. Sam zaś przeniósł się najpierw do Nowego Jorku (przy okazji został DJ-em rezydentem w klubie Limelight), a później do Chicago. Robert Hood również zrezygnował ze współpracy z UR i dołączył do Millsa.

Jednoosobowe Underground Resistance kontynuowało swój militarystyczny przekaz budowany w oparciu o "estetykę czterośladu" m. in. na krążkach "Message to The Majors" i "Galaxy to Galaxy". Z czasem Mike Banks trochę "wymiękł" (czytaj: złagodniał, przynajmniej muzycznie), za to w jego "stajni" pojawiły się nowe, całkiem interesujące projekty, jak choćby Scan 7.

...naukowiec...wizjoner...misjonarz...

Jeff Mills miał już wyraźny obraz tego, co chce grać. Wraz z Hoodem założyli nową wytwórnię - AXIS Records. Postanowili skończyć z obskurantyzmem UR, choć ich nowe nagrania były prostsze i bardziej komunikatywne. Muzyka Millsa nie stała się przez to łagodniejsza. Po prostu znikły z niej obce elementy, jak typowe dla hardcore'u czy acid house'u dźwięki i struktury. W ten sposób techno pozbawione "ozdobników" stało się z czasem czystą sztuką, czy jak woli jego autor - nauką. Tworzenie elektronicznej muzyki przyszłości zyskało "akademicki" charakter i nową nazwę - minimal.

"Wielkie sprzątanie" z czasem zostało uzupełnione poszukiwaniem nowych rozwiązań konstrukcyjnych w obrębie dostępnych i zaakceptowanych brzmień. Eksperymenty na tym polu ilustruje m. in. EP-ka "Cycle 30", która pomimo, że została wydana już pięć lat temu, nadal pozostawia otwarte pole dla rozwijania idei "pętlenia" sekwencji. Nowe pomysły ilustruje też album X-102 "Rings of Saturn" - kontynuator sławnej "sto-jedynki". Jest to klasyczny "concept album", bowiem jego tytuł ma realne znaczenie. Muzyka na nim zawarta ma być "zmaterializowaniem w dźwiękach" pierścieni Saturna. Mills doszedł do etapu, w którym uznał, że muzyka nie powinna istnieć sama dla siebie, tylko tworzyć dźwiękowe obrazy, ilustrować jakiś konkretny aspekt rzeczywistości. Zanegował więc typowe podejście do techno, uznające ten styl za muzykę abstrakcyjną. Inspiracji dla tematów swoich utworów Mills przeważnie nie szuka "na ulicy", jego pomysły mają bardziej ambitne podłoże. Próbuje przedstawiać, czy "wyjaśniać" przy pomocy dźwięków, tak różne zagadnienia, jak program kosmiczny NASA, teorie Einsteina, filmy science-fiction, religia, emocje. Choć "gdybania" Millsa na inspirujące go tematy nie mają oczywiście profesjonalnego charakteru, to traktuje je niezwykle poważnie. Lektura i jej analiza zajmują mu przeważnie dużo więcej czasu, niż przelewanie swoich przemyśleń w dźwięki.

Mało kto jednak tym się przejmuje (wszystkim moim znajomym płyty JM kojarzą się jedynie ze środkami komunikacji i grami komputerowymi - brak wyobraźni?), "Rings of Saturn" który miał skłonić ludzi do myślenia, zmusza ich raczej do ruchu. Taki efekt uboczny nie zniechęca Millsa, który liczy na to że prędzej czy później chęć zabawy zostanie zastąpiona refleksją. X-102 i następujący po nim w "X-owej trylogii" album "Atlantis", zostały wydane przez berliński Tresor. Wytwórni udało się pozyskać kolejnego "gwiazdora" z Detroit, znacznie przyczyniając się do spopularyzowania jego twórczości. Winylowe EP-ki wydawane przez jego własną Axis Records, rozchodziły się w wąskim kręgu "fachowców" (a zwłaszcza "wyznawców" hipnotycznego minimalu). Tresor wydawał zaś albumy artysty, które zdobyły dużo większy rozgłos. Nie bez podstaw. Kolejna trylogia - "Waveform Transmission" to jedno z największych dokonań Millsa, do tego całkowicie solowe dzieło artysty (z wyjątkiem drugiej części "Waveform", będącej głównie dziełem Hooda). Ilustruje ona rozwój stylu JM, od testowania możliwości używanego sprzętu i konstruowania futurystycznych struktur, aż po "extremistyczną" mieszankę techno, house'u i trance'u w minimalowej oprawie.

W 1996 roku, równolegle do działalności pod szyldem Axis, Mills stworzył nową wytwórnię - Purpose Maker - by pod tą nazwą skoncentrować się na działalności solowej i prezentować inny wymiar swoich muzycznych poszukiwań. Dla niej nagrał m. in. doskonałe, smagające zmysły płytki "Kat Moda", czy "Steampit". Mills nie pozostawia w nich miejsca na kokietowanie odbiorcy, jego nagrania są przejrzyste, a zarazem okrutnie intensywne. Ale charakterystyczna dla minimal techno twardość dźwiękowych obrazów nie wyklucza ich "hiciarskiego" wymiaru. Pomijając teoretyczną podbudowę i wymiar artystyczny, po prostu dają się tańczyć. W końcu "Nad pięknym modrym Dunajem" Straussa (1867) też nadaje się do tańca (na szczęście moja rodzinka nie czyta Techno Party, bo miałbym ciepło...). A bez przeginania: charakter muzyki JM najlepiej ujęli rodacy artysty: "hard-but-funky".

...artysta...DJ...klubokrążca...

Osobny rozdział w karierze Millsa to jego działalność w roli DJ-a. Pozorny paradoks tej sfery muzycznej aktywności JM polega na tym, że będąc "Edisonem DJ-owania" i "Einsteinem gramofonów", traktuje ją jako normalną działalność marketingową! Nie uważa bowiem grania setów (cóż za trywialne określenie w przypadku kreacji Millsa) za nic innego, jak prezentację i reklamę nagrań. Jeżeli "klient" przychodzący do klubu polubi dźwięki grane przez JM, ma - w jego interpretacji - iść do sklepu, kupić krążek i cieszyć się nim w domowym zaciszu. Dlatego też Mills gra każdego roku olbrzymią liczbę koncertów na całym świecie, żądając za nie niższych stawek niż jego koledzy po fachu. Przy tym chętnie udziela wywiadów, ale odpowiada tylko na pytania dotyczące granych przez niego dźwięków. W ten sposób stara się podkreślić, że liczy się tylko muzyka, cała zaś prywatna i klubowa otoczka jest bez znaczenia. Celem grania na imprezach jest jedynie prezentacja muzyki, tak by ludzie wiedzieli co warto kupić. Myślę, że w tym kontrowersyjnym podejściu jest jednak trochę kokieterii, gdyż artysta zbyt wiele serca i energii wkłada w swoje sceniczne wyczyny, by był to po prostu marketing.

W ciągu godziny występu miksuje kilkadziesiąt płyt. Wybiera z każdej z nich jedynie najlepsze jego zdaniem, kilkudziesięciosekundowe fragmenty - "gdybym grał ciągle te same numery, i to od początku do końca, ludzie nie kupowali by wcale płyt, wystarczyłoby im chodzenie do klubu". Choć można by się spodziewać dominacji minimalu w jego setach, Mills stara się zapewnić im równowagę: gra rzeczy szybkie i radykalne, ale też daje odpocząć przy odrobinie house'u. Dlatego nie lubi, gdy publika domaga się jednolitej stylistycznie muzy.

O tym, że nie jest to jedynie prezentacja przedstawiciela handlowego - "klubokrążcy", świadczą też eksperymenty, jakich dokonuje podczas swoich występów. Trzy gramofony i automat perkusyjny (TR-909), stanowiące jego "warsztat", eksploatuje na wszelkie możliwe sposoby. Przykładem może być granie na raz trzech różnych numerów, przy czym z pierwszego wrzuca do miksu tylko górne pasmo, z drugiego środek, a z trzeciego jedynie niskie częstotliwości. Trzy gramofony umożliwiają też budowanie setu z bardzo krótkich fragmentów nagrań, a dźwięk staje się bardziej złożony i "żywy".

Japoński oddział koncernu Sony, kontynuując "inwigilację" mistrzów z Detroit, wydał w 1996 r. album "Jeff Mills: Live at The Liquid Room/Tokyo". W zamierzeniu artysty nie miał być to po prostu "mix-album", ale próba wiernego przeniesienia atmosfery koncertu na krążek, tak by słuchacz mógł poczuć się jak realny uczestnik występu. W rezultacie ukazał się jednak surowy album koncertowy, na którym słychać wszystkie niedoskonałości występu: pomyłki, szumy, publiczność, a nade wszystko przesterowanie sygnału. Tak powstał pierwszy w historii techno prawdziwy album "live". Mając okazję wysłuchać JM w domowych warunkach, łatwiej zrozumieć, dlaczego uważa on klub jedynie za miejsce "promocji płyt". Po prostu przy bezpośrednim odbiorze (do tego w tak niesprzyjających warunkach, jakie stanowi klub nabity do ostatniego miejsca wrzeszczącymi Japończykami), nie można usłyszeć wszystkich niuansów gry Millsa. Niewiarygodna szybkość i mistrzowskie wyczucie z jakim operuje on krążkami, sprawiły że "Live at Liquid Room" jest jak gdyby skrzyżowaniem solowego popisu typowego dla muzyki klasycznej z rockowym żywiołem. To kolejny dowód na to, że Mills czyni z techno muzykę XXI wieku.

Na koniec chciałbym powrócić do moich wymądrzań na temat dwóch biegunów techno. Tak oto temat ten ilustruje sam bohater niniejszego testu: "Dorastałem w przeświadczeniu, że techno jest czymś, czego nie daje się wyobrazić. Na tym właśnie polega najlepsza strona tej muzyki. Jeżeli słyszysz coś, czego nigdy nie spodziewałbyś się usłyszeć - to właśnie jest techno. Jeśli zaś dochodzą do twoich uszu dźwięki, które nie odbiegają od tego, co słyszałeś już wcześniej - wtedy nie jest to techno".

Marcin Bogacz

Cytaty pochodzą z Surround Sound i Ele-mental.

Dyskografia:

Full Effect Records 1988 - 1990
Final Cut - "The House Has Landed"
Final Cut - "I Told You Not To Stop"

Network 1991
Final Cut (with True Faith) - "Take Me Away"

Underground Resistance Records 1990 - 1991
UR (with Yolanda Reynolds) - "Your Time is Up"
UR - "Sonic"
UR - "The Final Frontier"
UR - "Waveform"
UR - "Nation 2 Nation"
UR (with Yolanda Reynolds) - "Livin' for the Night"
UR (with The Vision) - "Gyroscopic"
UR - "Elimination"
UR - "Riot"
UR - "Fuel For The Fire"
X-101 - "Sonic Destroyer"
UR - "The Punisher"
X-102 - "X-102"
UR - "Death Star"
UR - "Seawolf"
UR - "Acid Rain II The Storm Continues"

HARDWAX Records 1992
H-Bomb - "Radar"

Tresor Records 1991 - 1994
X-101 - LP
X-102 - "The Rings of Saturn" LP
Jeff Mills - "Waveform Transmission Vol. 1"
X-103 - "Atlantis" LP
Jeff Mills - "The Extremist"
Jeff Mills - "Waveform Transmission Vol. 3"

Axis Records 1991 - 1997
Hood & Mills - "Tranquilizer"
Millsart - "Mecca"
X-103 - "Thera"
Hood & Mills - "Drama"
Jeff Mills "Cycle 30"
Jeff Mills - "Untitled"
Jeff Mills - "Growth"
Jeff Mills - "The Purpose Maker"
Millsart - "Humana"
X-103 - "Tephra"
Axis "The Other Day" 1996
Jeff Mills - "Very"
Axis - "The Other Day" CD

International Deejay Gigolos 1997
Jeff Mills - "Shifty Disco" 1997

Purpose Maker 1996 - 1998
Jeff Mills - "Java"
Jeff Mills - "Kat Moda"
Jeff Mills - "Universal Power"
Jeff Mills - "Our Man From Havana"
Jeff Mills - "Steampit"
Jeff Mills - "Vanishing Act"
Jeff Mills - "Live At The Rex Club"
Jeff Mills - "Purpose Maker Compilation" CD

SONY RECORDS, Japan (React) 1996 - 1997
Jeff Mills - "Mix-Up vol. 2" CD
Jeff Mills - "The Other Day - Axis Compilation" CD
Jeff Mills - "Live At The Liquid Room/Tokyo" CD

wszystkie płyty - winylowe 12", z wyjątkiem zaznaczonych

 

Copyright bogacz.pl