Kiedy Joshko gra...

Tym razem nie zajmiemy się Anną Marią Jopek... Trochę mylący tytuł dotyczy Josha Winka i jego płyty "HereHear". A że pan Winkleman też wykonał na nim sporo "zmyłek", czujemy się usprawiedliwieni.

Postanowiliśmy zająć się panem J.W. pod wpływem zainteresowania Czytelników jego osobą. Ale musieliśmy odrobinę cofnąć się w czasie, bowiem ostatni autorski album artysty ukazał się już dwa lata temu. Wprawdzie w ubiegłym roku pojawiła się jego kolejna płyta - "Profound Sounds Vol. 1", jednak jest to miks-album. Owszem, to ciekawy krążek, odmienny od popularnych "składaków" i wycieczek po listach przebojów. Ale warto jednak wrócić do historii powstania "HereHear", bo nie jest to zwykła płyta didżeja, który został producentem...

Kolekcjoner przebojów

Po serii klubowych hitów (największe z nich to "Don't Laugh", "Higher State Of Consciousness", "I'm Ready" i "Liquid Summer") Josh Wink stał się sławny na całym świecie. Jednak kariera w roli DJ-a, producenta i autora remiksów nie wywołała u niego typowych objawów "gwiazdorstwa". Przede wszystkim postrzega siebie samego jako artystę, a nie showmana. Nie miał zatem zamiaru poprzestać na produkowaniu jedynie singlowych przebojów. Jednak jego debiutancki album "Left Above The Clouds", był niejako zebraniem ich w jedną całość i uzupełnieniem mniej konwencjonalnymi wstawkami. Trudno powiedzieć, czy to chęć pozbycia się etykietki producenta hitów, czy po prostu wrodzone zamiłowanie do różnorodności i eksperymentowania, spowodowały, że kolejna płyta - "HereHear" miała już inny charakter. Nie bał się sięgać na niej po najróżniejsze stylistyki (awangarda, jazz, ambient, industrial, breakbeat), a jedynym kryterium ich doboru był po prostu fakt, że takie a nie inne dźwięki mu się podobały. Wprawdzie muzyk nie unikał skocznej rytmiki, a że jest także DJ-em, to po zrealizowaniu wszystkich nagrań zmiksował je w jedną, płynną całość. Tyle, że pierwsza jej część ma mniej taneczny charakter i nadaje się głównie do słuchania poza klubem. Dopiero później robi się bardziej żwawo i rozrywkowo...

Didżejskie madrygały

Określenie - muzyk, jest w przypadku Winka w pełni uzasadnione. Warto bowiem wiedzieć, że nie jest on kolejnym DJ-em, któremu postęp techniczny umożliwił tworzenie własnych nagrań. Wcześniej uczył się grać na klarnecie i pianinie, jest także wykształconym wokalistą. Ponoć za młodu śpiewał nawet... madrygały (co dziennikarz Future Music bezbłędnie skwitował mniej więcej w taki sposób: "Brzdąknij w struny lutni me serce najdroższe, ja ci zawtóruję dźwięcząc trzysta-trójką"...). Zatem podczas pracy w studiu nie potrzebuje pomocy producenta, który pomagałby mu "przelewać" pomysły w dźwięki (czego nie można powiedzieć choćby o Paulu Oakenfoldzie czy Golide'm). Rzeczone studio nazywa się Ovum Sound Studios i zostało założone w 1994 roku wraz z wytwórnią Ovum przez Winka i jego przyjaciela - Kinga Britta. Tyle oficjalne biografie, bowiem praktycznie w tym samym studiu i z na tym samym sprzęcie pracował już w początkach swojej kariery - później pojawiła się tylko nazwa Ovum. Firma mieści się w jego rodzinnej Filadelfii, z której Wink bynajmniej nie ma zamiaru się przeprowadzać, choć lubi podróże, a dzięki sukcesowi komercyjnemu stać go na typowe dla gwiazd fanaberie.

Studyjny arsenał

Ovum jest związane kontraktem z Sony, artysta sprzedaje swoje płyty w dużych nakładach, a za swoje sety didżejskie też bierze wysokie stawki. Mimo to jego studio jest wyposażone dość skromnie. W okresie między 1992 a 1998 rokiem, kiedy wydał "HereHear", w swoim podstawowym zestawie narzędzi wymienił tylko komputer. Uważa, że lepiej jest dokładnie poznać możliwości posiadanego sprzętu i w pełni wykorzystać jego potencjał, niż kolekcjonować kolejne nowości. "Śmieszy mnie, gdy widzę nowego artystę, który ma swój pierwszy wielki hit i nagle wynajmuje duże studio nagraniowe. (...) Ma wielki stół mikserski Tridenta, trzy nowe samplery Akai i pięć DAT-ów Tascama. Fajnie, ale to nie dla mnie".
Mniej więcej raz na cztery miesiące J.W. jeden dzień poświęca któremuś ze swoich instrumentów, grając na nim i jednocześnie nagrywając na DAT efekty swojej pracy. Po jakimś czasie wraca do tego materiału i wyszukuje w nim różne interesujące dźwięki. Taki sposób pracy po części wymusza posiadany sprzęt. Jak wspomniałem, Wink nie kupuje najnowszych urządzeń, choć nazbierał solidną kolekcję analogowych syntezatorów i tanich modułów. Jednak wciąż pracuje na 16-kanałowym mikserze Mackie, zatem nie jest w stanie podłączyć do niego jednocześnie większej ilości urządzeń. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie wykorzysta w ten sposób w pełni swojego "arsenału", ale twierdzi, że dzięki temu nigdy nie "przedobrzy" podczas produkcji nowych utworów. Innym urządzeniem, którego używa niezmiennie od 1992 roku, jest sampler Akai S950. Dopiero po nagraniu "HereHear" doszedł do wniosku, że czas na lepszy model - głównie ze względu na skromne możliwości filtrów S950 (miał zdecydować się na nowe E-mu, albo Akai S6000). Używa też (typowe dla amerykańskich producentów) pakietu Logic Audio, który chwali za obsługę nagrywania na twardy dysk (harddisk recording) i możliwość "timestretchingu" oraz innych "sztuczek", pozwalających przerobić zsamplowane dźwięki poza granice rozpoznawalności. Nic dziwnego, że dogadał się z Trentem Reznorem (również fanem Logic Audio). Wprawdzie tylko przez telefon, ale... o tym za chwilę.
Uważa też, że dorobił się własnego brzmienia, a drastyczne zmiany studyjnego wyposażenia mogą przyczynić się do jego utraty. I choć trąci to przypisywaniem technologii właściwości metafizycznych, to coś w tym jednak jest. A gdy potrzebuje większą liczbę ścieżek do miksowania albo chce zarejestrować partie instrumentów grane na żywo, to wynajmuje duże lokalne studio - Third Storey.

Goście, głosy i odgłosy

To także miejsce, w którym można spotkać miejscowych muzyków, których Wink często zatrudnia do krótkich sesji. Tak było w przypadku free-jazzowego muzyka Elliota Levina. W studiu nagrano kilka podejść jego pokrętnej partii saksofonu. Następnie w domowo/studyjnym zaciszu J.W. powycinał z nich wybrane fragmenty, których część puścił od tyłu, obniżył ich wysokość, a efekty swoich manipulacji umieścił w nagraniu "Hard Hit". W kilku miejscach "HereHear" można usłyszeć też członków filadelfijskiej formacji The Interpreters (grupa grająca sympatyczny retro-rock, która debiutowała w 1998 roku albumem o tytule "rozprawiajacym się" z beatlesowską tradycją - "Back in the U.S.S.A."), a zwłaszcza ich lidera - wokalistę i basistę Herschela Gaera. Zaś w drum'n'bassowym "Young Again" wspólnie odmładzają się wszyscy wymienieni panowie. Ale najważniejszym dodatkiem do produkcji Winka były nie instrumenty, a głosy zaproszonych do współpracy gości. Jak tłumaczył później, po ukończeniu kilku kompozycji przeprowadzał testy, polegające na graniu ich w środku własnych setów didżejskich. Gdy spotykały się z dobrym przyjęciem, sprawdzał, czy nie umieścić w nich jeszcze czegoś "ekstra" w postaci odpowiednich wokali.
"Black Bomb (Jerry in the Bag)" nie przypomina dotychczasowych nagrań twórcy "Higher State Of Consciousness". Intensywne, przesterowane dźwięki i wolny, "spięty" rytm, skojarzyły mu się zapewne z Nine Inch Nails, bowiem skontaktował się telefonicznie z Trentem Reznorem, po czym wysłał mu to nagranie na taśmie DAT. Ten zaś we własnym studiu zarejestrował partię wokalną, tradycyjnie przepuścił ją przez swoje "zabawki" i odesłał z powrotem do Filadelfii. Joshowi pozostało zmiksowanie całości, co jednak nie jest prostym zadaniem, gdy do dyspozycji ma się już ukończone nagranie. Okazało się, że głos T.R. zagłusza perkusję i trzeba było wynająć realizatora dźwięku - Phila Nicolo, który solidnie napracował się nad korekcją, by ostateczny efekt brzmiał dobrze.
Kolejna kompozycja, która powstało na zasadzie dopasowania odpowiedniego głosu do gotowego nagrania, to "I'm On Fire". Tym razem to zupełnie inny klimat - stonowany, czy wręcz uduchowiony. Zaśpiewała w nim brytyjska wokalistka Caroline Crawley z duetu Shelleyan Orphan, bardziej znana ze swojej współpracy z This Mortal Coil. Takie kontrasty można znaleźć także w innych fragmentach albumu, np. w nagraniach "Sixth Sense" i "Track 9". W pierwszym z nich słychać przetworzony przez Winka głos filadelfijskiej poetki Ursuli Rucker (pomysł z użyciem poezji jako przerywnika dla bardziej "popowego" materiału słowno-muzycznego wykorzystał już na swojej poprzedniej płycie). W drugim zaś - słodkie jęki i stęki niejakiej Sweet Pussy Pauline...

Jednak "analogi", sampler, akustyczne i elektryczne instrumenty oraz ludzie głosy, to nie wszystko, co można usłyszeć na "HereHear". Wiele brzmień ma tu inne, "ambientowe" źródło. J.W. nagrywał odgłosy ulicy, bawił się różnymi metalowymi czy drewnianymi przedmiotami, starając się stworzyć intrygujące tło dla bardziej konwencjonalnych dźwięków. To już zupełnie nie pasuje do standardowego wizerunku DJ-a - muzyka. A sam Wink chyba do końca nie jest przekonany, co sprawia mu więcej radości - eksperymenty z dźwiękami, czy granie w klubach. Ale obstaje przy tym pierwszym, twierdząc: "Wszystkich nie da się zadowolić. To co można zrobić, to stworzyć swoją wizję i wierzyć w nią".

Kontrola total(itar)na?

Liczni goście i różnorodność muzycznych inspiracji nie zmieniają faktu, że od początku do końca jest to płyta Josha Winka, z której muzyk jest dumny. Świadczy o tym choćby to, że na okładce albumu zamiast standardowego w takich sytuacjach - "wyprodukowano, zaaranżowano itd.", umieścił inny tekst: "Wszystkie nagrania wyprodukowane, wymarzone i wymyślone przez J. Winka". Chęć panowania nad całością dzieła doprowadziła do tego, że sam narysował znajdujące się na obwolucie oko. Chciał nawet wykonać je w postaci stempla z drewna bądź linoleum (zainspirowany radzieckim, socrealistycznym minimalizmem...), ale w końcu trzeba było zająć się muzyką. Zatem skończyło się na rysunku, a okładkę dokończyła artystka stale współpracująca z Winkiem i Ovum - Amy McCully.

Na koniec, polecając odświeżenie "HereHear", jako jednej z płyt poszerzających "klubowe horyzonty", jeszcze raz zacytuję jej twórcę: "Zawsze miałem otwarty umysł na wszelkie rodzaje muzycznej ekspresji. Dlaczego zatem miałbym wstrzymywać się przed eksperymentowaniem, rozwojem i uczeniem się różnych aspektów muzyki? W ten sposób rozwijam się jako człowiek i jako artysta".

Marcin Bogacz

Cytaty pochodźą z Future Music i About.com

Strony dla zainteresowanych J.W.
http://joshwink.com
http://www.ovum.com
http://www.ruffhouse.com/wink/winkmain.html

Copyright bogacz.pl