Ogromny sukces ostatniego albumu The Prodigy "The Fat Of The Land" doprowadził do tego, że "prodgs" stali się pupilami mediów. O zespole napisano już więcej książek, niż ten wydał albumów! Nas jednak nie ciekawi, jakie są ulubione motocykle Keitha, ani gdzie ubiera się Leeroy. Natomiast interesuje nas Liam, jako muzyczny mózg grupy. Czas więc przedstawić, jak powstawała jedna z najlepszych płyt ostatnich lat.
Muzyczna droga, jaka doprowadziła The Prodigy od typowych dla sceny rave dźwięków do jej obecnego unikalnego brzmienia, jest od dawna śledzona przez fanów grupy i media. New Musical Express ogłosił nawet Liama "współczesnym Beethovenem". Trudno powiedzieć, czy ludziom z NME chodziło o talent czy o głuchotę. Fakty zaś wyglądają następująco:
The Fat Of The Studio Land
Producent i realizator nagrań stale współpracujący z zespołem od 1993 roku, Neil McLellan tak wypowiedział się na temat Liama: "Od momentu kiedy wszedł do studia zrozumiałem, że mam do czynienia z niezwykłym twórcą. Jego podejście było dziwne, nigdy jeszcze nie widziałem, aby ktoś pisał muzykę w taki sposób. Gra wszystko ręcznie, raczej nie posiłkując się automatyzacją i zapętlaniem poszczególnych sekwencji. Jest przy tym niezwykle szybki, obserwowanie jego pracy to niesamowite wrażenie. Jego podejście nie ma nic wspólnego z tradycyjnie rozumianym programowaniem i komponowaniem. Chcę zwrócić uwagę na fakt, że bardzo łatwo jest pisać złą muzykę elektroniczną, bo każdy może usiąść przed komputerem. Ale tworzyć dobrą muzykę elektroniczną jest niezwykle trudno. A Liam to potrafi (...)"
Prawie cały materiał The Prodigy powstaje w domowym studiu Liama - Earthbound w Braintree (hrabstwo Essex). Tylko nieliczne partie - głównie wokale - dogrywane są w profesjonalnym Strongroom. To jedno z najlepszych i największych studiów nagraniowych w Wielkiej Brytanii, Liam wybrał je zapewne ze względu na klimat stworzony przez zgraną ekipę i odjazdowy, anarchistyczny wystrój wnętrz. Jednak "mózg" zespołu preferuje pracę w domowym zaciszu. Osoby, którym wydaje się, że Prodigy używa niesamowitych ilości ultranowoczesnego sprzętu, rozczarować może fakt, że Liam nie goni za nowinkami. Owszem, zgromadził w swoim Earthbound przyzwoite zaplecze hardware'owe, jednak w porównaniu z innymi wykonawcami nie jest to lista imponująca.
Tworzenie kolejnych kompozycji wygląda przeważnie w ten sposób, że Liam przygotowuje szkielet nagrania, a następnie "jamuje" wraz z pozostałymi członkami zespołu, bawiąc się dźwiękiem i próbując stworzyć odpowiedni nastrój. Nie przypomina to więc normalnej pracy w studiu nagraniowym. Nawet odsłuchy firmy DynaudioAcoustics, zamontowane w Earthbound, posiadają "podrasowane" na specjalne życzenie Liama głośniki niskotonowe, tak by bas "dawał po nerkach", tak jak to ma miejsce w klubie czy na koncercie, zamiast wyważonego studyjnego brzmienia.
Pan W-30 z rodziną
Głównym narzędziem pracy jest dla niego stacja robocza Roland W-30. Zdziwi to zapewne znawców przedmiotu, jako że sprzęt ten nie należy do najnowszych i posiada spore braki, m. in. 12-bitowy sampling i tylko 16-głosową polifonię. Liam stosuje jednak W-30 od samego początku i nie ma zamiaru zastąpić Rolanda czymkolwiek innym: "Przywykłem do W-30, znam go na wylot. Jedyne, co mi w nim nie odpowiada to ograniczona polifonia. Ale sprzęgam dwie W-30-ki poprzez MIDI i mam 32 głosy". Jego podejście do sprzętu jest bardzo osobiste, swoje ulubione narzędzia nazywa "Pan W-30", "Jasio Jupiter Ósmy", "Pani 303 i Pan 909", czy "Monsieur AKAI 1100". Najstarszy "członek rodzinki", czyli pierwszy instrument kupiony przez niego (nie licząc gramofonów, gdyż Liam zaczynał od DJ-ki) rozleciał się już ze starości. Mowa o Moogu Prodigy, któremu zresztą zespół zawdzięcza swoją nazwę.
Wracając do niedoskonałości "Pana W-30", Liamowi nie przeszkadza niska rozdzielczość próbkowania: "Dla wielu ludzi jego jakość jest niezadowalająca, ale ja lubię tę surowość W-30. Do tego posiada pożyteczne opcje związane z samplingiem, jak na przykład funkcja "Alter", którą wykorzystałem w ogromnej liczbie kawałków. Bardzo lubię też filtry W-30-ki, myślę, że można wrzucić do niego dowolny dźwięk i zrobić z niego coś fajnego." Zauroczony surowością Rolanda, Liam (kolejny zwolennik lo-fi!) rzadko używa innych swoich samplerów: Akai S1100 i S3200XL oraz efektu Bossa SE-70.
Co wydaje się jeszcze dziwniejsze, Pan Howlett używa W-30 nie tylko do samplingu, ale także jako sekwencera! Przyzwyczajony do takiej metody konstruowania muzyki, długo opierał się przed stosowaniem profesjonalnego oprogramowania, bojąc się wpływu zmiany techniki pracy na własne nagrania. Dopiero w okresie realizacji "Firestartera" "przesiadł" się na Cubase VST. Nie wykorzystuje jednak oferowanych przez ten program opcji zapętlania sekwencji i ich kopiowania przy użyciu funkcji "drag & drop". "Moja muzyka to ręczna robota. Wprowadzam wszystko z klawiatury, nawet pieprzone sekwencje hihatów wolę wstukiwać palcami przez parę minut - dokładnie tak, jak robiłem to na W-30". Udogodnienia oferowane przez pakiet Steinberga Liam traktuje jako... niebezpieczne. "Często wrzucam dwa lub trzy loopy i bawię się nimi, dorzucając nowe elementy, aby stworzyć jakiś klimat. Czasami dochodzi do sytuacji, gdy tworzony numer rozrasta się do kilkudziesięciu ścieżek i nie wiadomo co wyrzucić, bo tego szkoda, a tamto też jest fajne. A w końcu im prościej, tym lepiej."
A skąd pochodzą używane przez Prodigy sample? Liam spędza całe godziny w sklepach płytowych, myszkując w starych winylach (głównie hip-hop), w poszukiwaniu czegoś interesującego. Często źródłem są też po prostu płyty CD zawierające gotowe próbki, jak na przykład "Jungle Warfare". Jednak Liam nie zadowala się "gotowcami". "Używam płyt z samplami, ale zawsze tnę wybrane próbki na kawałeczki i programuję wszystko po swojemu". Od jakiegoś czasu posiada "ReCycle!" Steinberga, przeznaczone do tego typu zastosowań, ale wcześniej świetnie radził sobie bez tego programu. Jeżeli chodzi o sampling bębnów, używa tylko próbek z "żywym" graniem, sekwencje perkusji pochodzące z automatów woli programować sam.
Inna sprawa, że używanie sampli z numerów innych wykonawców często wiąże się z kłopotami: "Zdobycie zgody na użycie cudzych próbek zajmuje często całe miesiące i bywa bardzo kosztowne. Wolę więc zatrudniać muzyków i wokalistów sesyjnych. Jednak często zastosowanie sampli daje nagraniu unikalny klimat i próba odtworzenia ich na żywo kończy się zupełną klęską. Czasami mam już gotowy kawałek oparty na czyjejś próbce i nie dostaję zgody na jej użycie. Wtedy przeważnie kasuję cały numer..." Przykładowo, wykorzystanie w "Firestarterze" fragmentów nagrań The Breeders i Art Of Noise skończyło się słoną opłatą i umieszczeniem nazwisk muzyków obydwu tych grup na okładce "The Fat..." jako autorów nagrania, obok Liama i Keitha. Takie czasy... Zresztą który z polskich wykonawców zdobyłby się na wydatek 3 tysięcy funtów (ok. 17 tysięcy złotych), za zgodę na wykorzystanie pojedynczej próbki, jak to miało czasami miejsce w przypadku The Prodigy?
Smack My Synth Up
Muzyka "Prodgs" to oczywiście nie tylko sample. Liam ma swoich "ulubieńców" także wśród syntezatorów. "Kocham Norda (Clavia Nord Lead - przyp. MB). Uważam, że ta maszyna wprowadziła nowy standard analogów. Używam go teraz na okrągło. Pozostała trójka też lubi Norda - w końcu jest taki ładny i czerwony...". Oprócz "czerwonego cudeńka" Liam często wykorzystuje Rolanda JD-990. Burczący bas z "Poison" i riff z "Voodoo People" pochodzą właśnie z tego instrumentu. Tradycjonalista Howlett, choć stał się ostatnio posiadaczem Rolanda JP-8000, nadal korzysta ze starszych syntezatorów tej firmy - wspomnianego JD-990, oraz U-220 czy nawet "staruszka" Juno 106.
Choć koncern Korg pisał, iż ich syntezator Prophecy jest "ulubioną zabawką Liama" i że użył go we wszystkich numerach na "The Fat...", ten jednak skwitował to krótkim "gówno prawda". Okazało się bowiem, że choć prasa branżowa pełna była zdjęć Liama siedzącego z "ulubioną zabawką", to stało się tak, gdyż... dostał go za darmo. "Owszem, Prophecy ma ze trzy fajne brzmienia i użyłem go w kilku miejscach na nowej płycie. Ale stosuję go raczej na koncertach do grania solo, bo działa tylko w trybie mono. Mam szacunek dla Korga i fajnie, że mi go dali, ale powinni się wstydzić - zrobić taki klawisz bez trybu multitimbral!". Najwidoczniej faktycznie koncern "zawstydził" się, bowiem wkrótce potem wypuścił 12-głosowy model - Z1.
Tak jak nie lubi używania gotowych sampli, Liam wystrzega się presetów w syntezatorach. "Kilka razy przytrafiło mi się użyć gotowych brzmień, ale zazwyczaj sam programuję własne dźwięki, to co znacie jako "brzmienie Prodigy'".
Guitar Power/Breathe
Poza elektroniką, zespół używa "żywych" dźwięków. Najbardziej ewidentne stało się to na "The Fat..." poprzez zastosowanie gitar. Liam już wcześniej podpatrzył to i owo w nagraniach Front 242. Belgowie wprowadzając w 1993 roku do swojej syntetycznej muzyki brzmienia gitar, zaprosili do współpracy Jima Daviesa z Pitchshiftera. The Prodigy postąpiło więc w ten sam sposób. I choć obecnie podczas koncertów występuje z grupą Graham 'Gizz' Butt, to podczas pracy w studiu Liam preferuje Daviesa. A oto, jak brutalnie skomentował wprowadzenie gitar do własnej muzyki: "Zapomnij o techno, wyrzuć to przez okno! Pozbądź się gówna, którego nie potrzebujesz! Dodaj trochę gitar, ale zmień ich brzmienie, przesteruj i zamąć, tak, że nie będą przypominać żadnej rockowej kapeli. Na przykład w "Serial Thrilla" (...) jest gitara, ale już zupełnie przetworzona przez elektronikę, tak że numer zachowuje klimat Prodigy".
Powyższy cytat został częściowo "ocenzurowany", jako że Mr. Howlett nie przebiera w słowach, a do tego zupełnie ostatnio stwierdził, że "z gitarami koniec" i że bardzo lubi Detroit techno...
Żywe elementy na "The Fat Of The Land" to także wokale. Oprócz Keitha i Maxima, w realizacji albumu towarzyszyło kilku innych wokalistów i wokalistek, m. in. Saffron (Republica), Kool Keith, czy Crispian Mills z Kula Shaker. Liam jednak unika zbyt wielu gości, gdyż ich udział trudno potem przełożyć na koncertach. Posiłkuje się więc czasami samplingiem. Przy realizacji wokali zespół stosuje stare, sprawdzone tricki. Patent z przypominającym odtwarzany od tyłu i przepuszczony przez reverb wokal, doskonale użyty w "Firestarter", uzyskano dzięki technice starszej od większości czytelników "Techno Party". Głos Keitha nagrano po prostu na taśmę i odwrócono ją...
Nowoczesność The Prodigy leży więc raczej w twórczym podejściu Liama Howletta, a nie stosowaniu zaawansowanych technologii. Nie marudźcie więc, że nie możecie uzyskać brzmienia, które słyszycie na płytach swoich idoli, bo nie stać Was na najnowszy sprzęt. Płaski dźwięk często nie wynika z braków technicznych, lecz z braku wiedzy i talentu.
I na tym kończę, bo przypomniało mi się podpatrzone gdzieś motto: "Ci którzy potrafią - robią, pozostali zostają krytykami...".
Marcin Bogacz
Cytaty pochodzą z "Future Music", "The Mix" i biografii grupy - "Electronic Punks" autorstwa Martina Roach (Independent Music Press 1995)
Copyright bogacz.pl